poniedziałek, 26 grudnia 2011

Na co mi to?

15 km.

Nie jestem typem sportowca, nigdy nie trenowałem w żadnym klubie. Bieganie zacząłem 15 lat temu, kiedy ważyłem 117 kilogramów i miałem problemy z zawiązaniem sznurowadła. Po trzech miesiącach ostrej kuracji odchudzającej zrzuciłem 25 kg, z jazdy na rowerze przerzuciłem się na bieganie, bo to zajmuje mniej czasu i jest bardziej efektywne. Biegam w miarę systematycznie, choć do wiosny 2011 były to dystanse rzędu 4-6 km. Za mało, by jeść, ile się chce (a lubię), za mało, by zdobyć formę maratońską.
Latem 2011 popracowałem dwa tygodnie w winnicy w Szampanii, wróciłem o 5 kg lżejszy. I tak ma być, pomyślałem. Dlatego teraz biegam codziennnie, nie mniej niż 8-10 km. Tygodniowo przebiegam około 75 km. Miło zauważyć, że choć waga nie notuje spadku, to zmieniły mi się proporcje. Zdecydowanie mniej tłuszczu, więcej mięśni. Przebiegnięcie 15 km nie jest żadnym problemem ani wyczynem, to teraz standard.
Krótko: mam zamiar na poważnie powalczyć w Hamburgu o czas rzędu 4 h.
Ten blog będzie kroniką tych starań. Co wyjdzie - zobaczymy za cztery miesiące. Na dzisiaj pewne jest, że jesteśmy z Piotrem zapisani do biegu, a wraz z nami wystartują Aneta z Darkiem. Gościnę zapewnia mama Piotra - Matka Boska Maratońska z Hamburga.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".