sobota, 14 stycznia 2012

Herbatka z wędkarzami

20 km w terenie


Ruszyłem z rana, o 9. Ta sama trasa, co przed tygodniem, z wyłączeniem błąkania się po lesie w poszukiwaniu brodu. Zajęło mi to dokładnie 2 godziny, wychodzi więc 6 min. na kilometr. Chyba nieźle, bo biegłem relaksowym tempem nie dbając o czas. 
Punkt odżywczy wędkarzy:
kaszanka, kiełbasa, grochówka

Pogoda początkowo sprzyjała, sucho, chłodno (ok. 2 st) i wiatr, który aż do Stawna nie był odczuwalny, bo w plecy. Gorzej było z powrotem, kiedy byłem już zgrzany, a ciuchy przesiąknięte potem. Zimny wiatr cholernie wychładzał przy każdej próbie zatrzymania się i odsapnięcia; biegłem więc bez przerw aż do parkingu przy starym basenie, gdzie wędkarze założyli bazę na czas dwudniowych zawodów. Schroniłem się za plandeką, z przyjemnością walnąłem dwa kubki ciepłej herbaty, po czym ruszyłem na dwa ostatnie kilometry w kierunku domu. To już nie była żadna przyjemność, wietrzycho dokuczyło strasznie, ale perspektywa ciepłego domku i prysznica pomagała aż do końca. Właśnie siedzę rozgrzany, wykąpany, zadowolony.
Podkusiło mnie, zajrzałem na parę stron z "dobrymi radami dla biegaczy". Nie, to nie dla mnie. Jakieś diety, jakieś programy szkoleniowe jak dla kosmonautów, każą się obwiesić jakimiś pulsometrami, GPS-ami i innymi bzdetami. Jezu, jak dotąd ludzie biegali bez pulsometru i bez kosmicznej diety?
Chrzanić. Jak dotąd: rady przyjmuję od Piotrka i Darka, czyli od ludzi, którzy przebiegli w życiu parę maratonów. Żadnych diet, programów szkoleniowych i gadżetów. Ma być przyjemnie, i tyle.









Po południu wróciłem do wędkarzy zobaczyć, jak im poszły zawody. Poszły, najładniejsza rybka miała 5 kilo i 85 cm. Skorzystałem z usług punktu odżywczego, kaszanka super! Punkt z napojami ominąłem z daleka mimo szczerych zachęt, by spróbować grzańca z kotła na ognisku, nalewki z ładnej buteleczki, piwka dobrze schłodzonego (dziś żadna sztuka było tak schłodzić...) i paru innych jeszcze napojów regenerujących siły wędkarzy. Powód rezygnacji oczywisty: autko. Nie dam gliniarzom przyjemności zatrzymania na fleku podgryzającego ich dziennikarza. Wiem, że sprawiłbym paru ogromną radość. Niestety, radości nie będzie, chłopaki! Łapcie mnie za niemanie pasów, za prędkość za dużą, ale nie za wódeczkę mile wypitą.


Muszę pochwalić goleniowskie towarzystwo wędkarskie za sympatyczne podejście do kajakarzy. Jeszcze mi się nie zdarzyło, żeby na Inie czy Gowienicy ktoś z brzegu na mnie powarkiwał w kontekście płoszenia ryb, etc. Metoda jest prosta: nie walić wiosłami w wodę, podpływając rzucić słowo pozdrowienia, a jak poproszą o zdjęcie z gałęzi zaczepionej tam blachy - zdjąć i podać z uśmiechem. Może dzięki tym dobrym relacjom już wkrótce nad Iną powstanie wspólna baza wędkarsko-kajakarska. Tak naprawdę, interesy są wspólne.

Pozdrowienia, Artur!

Koleżanka małżonka powiedziała wieczorem, że na urodziny kupi mi wypasione buty do biegania. Miło. Ciekawe, ile par wypasionych butów kupi przy okazji sobie? :)

3 komentarze:

  1. Dobry podpis pod zdjęciem. Punkt z napojami też pewnie mieli troche inny, niż maratończycy ;-))

    OdpowiedzUsuń
  2. Prawda, inny. Nie było Powerade, ale powera było tam sporo.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgadzam się z tym, co Pan napisał w przedostatnim akapicie. Najlepiej biega się słuchając własnego tętna i oddechu, bez aparatury w stylu NASA.

    OdpowiedzUsuń

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".