Ruszyłem z rana, o 9. Ta sama trasa, co przed tygodniem, z wyłączeniem błąkania się po lesie w poszukiwaniu brodu. Zajęło mi to dokładnie 2 godziny, wychodzi więc 6 min. na kilometr. Chyba nieźle, bo biegłem relaksowym tempem nie dbając o czas.
Punkt odżywczy wędkarzy: kaszanka, kiełbasa, grochówka |
Podkusiło mnie, zajrzałem na parę stron z "dobrymi radami dla biegaczy". Nie, to nie dla mnie. Jakieś diety, jakieś programy szkoleniowe jak dla kosmonautów, każą się obwiesić jakimiś pulsometrami, GPS-ami i innymi bzdetami. Jezu, jak dotąd ludzie biegali bez pulsometru i bez kosmicznej diety?
Chrzanić. Jak dotąd: rady przyjmuję od Piotrka i Darka, czyli od ludzi, którzy przebiegli w życiu parę maratonów. Żadnych diet, programów szkoleniowych i gadżetów. Ma być przyjemnie, i tyle.
Muszę pochwalić goleniowskie towarzystwo wędkarskie za sympatyczne podejście do kajakarzy. Jeszcze mi się nie zdarzyło, żeby na Inie czy Gowienicy ktoś z brzegu na mnie powarkiwał w kontekście płoszenia ryb, etc. Metoda jest prosta: nie walić wiosłami w wodę, podpływając rzucić słowo pozdrowienia, a jak poproszą o zdjęcie z gałęzi zaczepionej tam blachy - zdjąć i podać z uśmiechem. Może dzięki tym dobrym relacjom już wkrótce nad Iną powstanie wspólna baza wędkarsko-kajakarska. Tak naprawdę, interesy są wspólne.
Pozdrowienia, Artur!
Koleżanka małżonka powiedziała wieczorem, że na urodziny kupi mi wypasione buty do biegania. Miło. Ciekawe, ile par wypasionych butów kupi przy okazji sobie? :)
Dobry podpis pod zdjęciem. Punkt z napojami też pewnie mieli troche inny, niż maratończycy ;-))
OdpowiedzUsuńPrawda, inny. Nie było Powerade, ale powera było tam sporo.
OdpowiedzUsuńZgadzam się z tym, co Pan napisał w przedostatnim akapicie. Najlepiej biega się słuchając własnego tętna i oddechu, bez aparatury w stylu NASA.
OdpowiedzUsuń