poniedziałek, 16 stycznia 2012

Nie Alpy, ale jednak górki

15,5 km

Wczoraj sobie odpuściłem, przyjechaliśmy późnym popołudniem i nie było już sensu biegać po Czechach w ciemnościach. Dziś się wyspaliśmy do oporu, opór wyczuliśmy koło południa. O pierwszej Ola z juniorem zaczęli jazdę na nartkach, ja się wybrałem pobiegać. Wybrałem się z Lipovych Lazni na Ramzovą, przełęcz z najwyżej w Czechach położoną stacją kolejową. Prawie 7 km biegu pod górkę, z przewyższeniem rzędu 300 m. Dobiegłem z płucami na wierzchu, ale nie uległem pokusie uznania za dokonany wyczyn dobiegnięcia do pierwszej tabliczki z napisem 'Ramzova', stojącej około kilometra przed przełęczą. Dobiegłem do końca. Powrót do Lipowych to już był czysty relaks, przeszkadzał jedynie świeży śnieg, który w międzyczasie napadał.
Na Ramzovej oczywiście spotkałem znajomych z Goleniowa, którzy wpadli poszusować. Odkąd z górą 10 lat temu spotkałem znajomego pod szczytem Mont Blanc, nic mnie już nie dziwi.

Młody już żyje Wielką Nocą. Wczoraj, po przyjeździe, wpadliśmy do Bili zrobić zakupy żywnościowe. Młody natychmiast wypatrzył kalendarz adwentowy, z niespodzianką na każdy dzień tego czasu. Kalendarz jest nietypowy: skrzynka z 20 butelkami piwa, każde inne. I tak junior będzie sobie czekał na święta, co dzień przy innym piwku...

1 komentarz:

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".