10 km
Klasyka: bieżnia zalana wodą, oświetlenie wyłączone. Kilkoro ludzi próbuje zażyć sportu skacząc między kałużami, depcząc po błocie. Ja od razu wybrałem asfaltową ścieżkę wokół boiska, wprawdzie nierówną i dziurawą, za to suchą. Po jakimś czasie Robert K. się wnerwił, poszedł do ciecia siedzącego w ciepłej budce przy oświetlonym, ale pustym lodowisku i zażądał włączenia światła. Cieć włączył, przynajmniej widać było kałuże.
Na stadionie był dziś Darek, trenujący przed Las Palmas. Mówi, że na Kanarach będą już w środę, biegną w niedzielę. Przygotowania idą zgodnie z planem, choć Aneta się oszczędza, żeby w tę paskudną pogodę nie zachorować i nie zepsuć sobie przyjemności biegu pod palmami.
W niedzielę wyjazd do Czech na narty. Narty nartami, ale w torbie będą buty biegowe i dres. Ciekawe, co da tydzień biegania po górach.
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń