niedziela, 12 lutego 2012

Ostatni dzień mrozów. Podobno.

10 km na stadionie

Po wczorajszej trasie przez las, dziś spodziewałem się większych problemów. Zwłaszcza, że wieczorem jeszcze to i owo organizm przyjął i musiał przetrawić. Tymczasem nie było żadnego kłopotu z kondycją i wydolnością, nie bolały nawet mięśnie piszczelowe, co czasem dokucza mi na początku biegu. Spokojnie dało się przebiec cały założony dystans, z króciutką przerwą na rozciągnięcie mięśni po dwudziestu kółkach. 
Pogoda w sam raz dla mnie. Parę stopni mrozu, prawie bezwietrznie. W takich warunkach najlepiej się biega tylko w legginsach i bluzie termoaktywnej, wspartych grubą kamizelką z polaru. Na początku mróz szczypie w ręce i uda, ale po dwóch kółkach stabilizuje się równowaga cieplna, ani za zimno, ani za gorąco. Tyle, że to równowaga dość chwiejna, działająca jedynie w ruchu i przy bezwietrznej pogodzie. Wystarczy odrobina wiatru lub zatrzymanie się nawet tylko na dłuższą chwilę, a zaraz sobie przypominamy, że to jednak zima...
Meteo obiecuje, że to już koniec syberyjskich mrozów. Od dzisiaj ma się robić coraz cieplej, ale za to zacznie padać śnieg i zrobi się ślisko. Coś w tym jest, właśnie sypie białymi płatkami, na liczniku tylko -5.

Już zapomniałem, że paliłem papierosy. A i na fajkę ochota bierze mnie coraz rzadziej. Zdaje się, że odpowiednia dawka wysiłku fizycznego sprawę załatwia lepiej, niż te wszystkie pastylki, plasterki czy plastykowe fiuty z nikotyną. 

Do Hamburga - 76 dni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".