czwartek, 16 lutego 2012

Tłusty czwartek

Dycha, stadion

Dziś tłusty czwartek, święto pączka i dzień bez diety. Rano się nie broniłem, w redakcji wciągnąłem pączka (Anetka, z Twojej firmy). Dziesięć minut później byłem u wiceburmistrza Henia, który zdradziecko podsunął mi spory talerz pełen pączuszków. Zapachniało, ręka sama się wysunęła po pierwszego. Stop, pomyślałem w porę. Nie było biegania, nie będzie żarcia. Przegadaliśmy jeszcze z pół godziny, co jakiś czas pączuszki uwodzicielsko pachniały... Obroniłem się, choć niewiele brakowało, bym jednak jednego na odchodne ściągnął.

Teraz jest czwarta po południu, bieganie odhaczone. Piękna pogoda, słońce pierwszy raz świeciło tak, że rozgrzewało. Niestety, śnieg przez to był śliski i miałem wrażenie, że biegnę w miejscu. Jakoś jednak dobiegłem.
Kiedy wróciłem ze stadionu, w domu była już taca z pączkami robionymi przez panią Bronię. Pączki, które są absolutnym mistrzostwem świata w konkurencji "wyroby z ciasta drożdżowego". Malutkie, z nadzieniem różanym lub z czarnej porzeczki (żadne tam ajerkoniaki i inne bzdury), ale przede wszystkim z prawdziwego, ręcznie wyrabianego przez panią Bronię ciasta drożdżowego, którego już chyba nikt tak nie robi. Nic dziwnego, że pączki cieszą się sławą i ogromnym powodzeniem. Dziś będą gwoździem wieczornego, gastronomicznego spotkania. Niedawno miałem okazję spróbować pączków Bliklego. Jak na Warszawę, pewnie niezłe. Blikle musiałby się jednak od pani Broni długo uczyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".