sobota, 24 marca 2012

1:51,01

21,1 km

No i Jastrowie za plecami. Półmaraton w czasie 1:51,01, czyli średnio na kilometr około 5,16. Wynik na tyle dobry, że można na serio myśleć o 4h w Hamburgu.
Aneta i Darek też zrobili swoje zaplanowane rzeczy. Darek pełen maraton, Aneta połówkę.
Bieg pięknie zorganizowany. Kameralny, bez fanfar i zadęcia, bez facetów w trenczach i lakierkach. Sami swoi, czyli przyjaciele i znajomi Darka z Jastrowia, który czwarty raz imprezę zorganizował. Kilkudziesięciu biegaczy plus kilkanaście osób obsługi.
Trasa kapitalna. Pętla liczyła sobie 10,5 km. Zaczynała się przy gimnazjum na obrzeżach Jastrowia, najpierw odcinek bitą drogą (tradycyjny, staropolski polbruczek), potem gruntową, a za torami - zwykłą drogą leśną, raz lepszą, raz gorszą. W lesie odcinek drogi całkiem dobrej, równej , potem znów wyboisty dukt, następnie skosem przez łąkę do najgorszego odcinka: skrajem lasu, z wystającymi korzeniami i mnóstwem szyszek. Następnie droga gruntowa, powrót na polbruk i za chwilę jesteśmy na starcie/mecie. Nawrót i replay.
Biegło mi się wspaniale. Wystartowaliśmy w trójkę jako chyba ostatni. Krótko biegłem z Gapkami, przybiliśmy piątkę i ruszyłem do przodu. Szybko złapałem swoje tempo, które okazało się całkiem przyzwoite. Bardzo dobrze szło mi na podbiegach pod górki, nie zwalniałem, nieco mi tylko przyspieszał oddech, ale nie wyżej niż 2/3. Pierwszą rundę przebiegłem zupełnie na spokojnie, rozpoznając teren. Kiedy zaczynałem drugą wiedziałem już, że nie będzie żadnych problemów, dotrwam w dobrej kondycji. Zagadką był czas. Kiedy zrobiłem już dobrze ponad kilometr z drugiej rundy, usłyszałem dzwony kościelne, czyli, że biegłem równą godzinę, a zrobiłem zdecydowanie więcej, niż połowę trasy. Była więc szansa na czas lepszy niż 2 godziny. Trzymałem tempo, wyprzedzałem kolejnych biegaczy, z kolei mnie nikt nie wyprzedził do samego końca. Na 2,5 km przed końcem nieco przyspieszyłem bardzo się pilnując, by nie potknąć w lesie na korzeniu czy szyszce. Na mecie byłem z czasem 1:51,01.
Specjalnego zmęczenia nie czułem. Kiedy usiadłem, drobne mroczki latały mi przed oczami, po paru minutach przeszło. Żadnych otarć, bąbli, odparzeń.
Impreza kapitalna. 30 zł wpisowego, za to bardzo ładny medal, torba słodyczy na podratowanie sił, obiad w knajpce. Było gdzie się wykąpać i przebrać. Przesympatyczna, prawie rodzinna atmosfera kameralnego biegu. Aż żal było wyjeżdżać, warto będzie tam wrócić.

Anetka, Darek - dzięki za ten wyjazd! :)

1 komentarz:

  1. 1.51 w terenie to wynik zupełnie przyzwoity. Nieźle się trzeba narobić na taki czas. Gratulacje!

    OdpowiedzUsuń

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".