poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Co ma być...

10 km

Od wczorajszego wieczora jasne było, że puka do mnie przeziębienie. Kaszel, z nosa cieknie, rzygać się chce, nijak zabrać się za robotę - klasyczne objawy. Już miałem zrezygnować z biegu, ale postanowiłem jednak pójść na bieżnię, choć chłodno i wietrznie. Co ma być, to będzie, najwyżej szybciej. Albo mi przejdzie, albo rozchoruję się w mig, bez kilku dni wylęgania choroby. 
Bieg w spokojnym tempie. Czasu nie mierzyłem, ale na pewno było szybsze niż przepisowe 5:30 na km. Ważne, że kolejny raz to tempo okazało się w jak sam raz dla mnie na dłuższy dystans.
Choć chłodno, spociłem się jak mysz. Nie zatrzymując się nawet na chwilę pobiegłem do domu, szybko pod gorący prysznic, potem garść aspiryny i herbata z miodem. 
Jutro się okaże, czy się dobiłem, czy też stanąłem na nogi. Jak wpisu nie będzie, to się dobiłem. :)

2 komentarze:

  1. A gdzie rozsądek Czarek?! Organizm żeby walczyć z infekcją potrzebuje energii a ty zużywasz ją podczas biegu. Za 2 tygodnie cel. Duże ryzyko! Z drugiej strony świetnie cię rozumiem. Jak człowiek się zarazi bieganiem to nic go nie powstrzyma. Mam nadzieje, że organizm będzie silniejszy i pokona chorobę. Więc - zdrówka!

    Pozdrawiam!
    Piotr Stefaniak

    OdpowiedzUsuń
  2. No więc, wczorajsze wyszło mi na dobre. Dobre rozgrzanie się było lepsze niż sauna, do tego aspiryna i dużo gorącego płynu - zrobiły swoje. Za godzinę robię replay.

    OdpowiedzUsuń

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".