10 km, asfalt
Korciło, żeby wyskoczyć do lasu. Piękna, słoneczna pogoda, budząca się wiosna etc. Ale do końca miesiąca miało być bez biegów terenowych i ryzykowania kontuzji. Dlatego mimo wszystko bieg po równej drodze i dobrej jakościowo nawierzchni. Zwykła trasa drogą na Lubczynę, potem przez park przemysłowy, pętla przy norkach i powrót tą samą drogą. Równym, nie za szybkim tempem, za to bez żadnych przystanków nawet na chwilę.
Pamiętam, że przed rokiem startowałem do maratonu z założeniem, że co 5 km będę robił chwilę odsapki, dla złapania oddechu, wypicia napoju i przekąszenia bananem. Zatrzymać się było łatwo i przyjemnie, gorzej było potem zmusić się do biegu, który początkowo wyglądał z boku nieco rozpaczliwie. W tym roku przystanki trzeba wykreślić z jadłospisu, to poważna strata czasu. Co najwyżej chwila na wciągnięcie odpowiedniej porcji Powerade.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".