piątek, 6 kwietnia 2012

Trochę pracy nad siłą

7 km i 10 razy wbieganie na wiadukt

Wredna pogoda. Na słońcu gorąco, w cieniu zimno. Podbieg na wiadukt z jednej strony pod wiatr (zimno), z drugiej z wiatrem i wrażenie, że powietrze stoi (momentalnie gorąco). Żadnych problemów z kondycją, wbieganie idzie sprawnie i bez większego wysiłku. Aż dziwne, kiedy przypomnę sobie swoje całkiem przecież niedawne "osiągi".
Za dwa dni święta, dotąd czas radosnego objadania się. Jasne, cieszą miłe zapachy dochodzące z kuchni, ale o świątecznym jedzonku myślę bez większego entuzjazmu. Zaraz przychodzą mi na myśl skutki zjedzenia za dużo lub nie tego, co trzeba w kontekście późniejszych męczarni na trasie. Jak się wykona parę takich rekruckich wyczynów (patrz - niedawny bieg po kotlecikach mielonych), to się człowiek robi ostrożny. Co wychodzi mu zresztą na dobre, również w kontekście alkoholu.
Patrzę na 'rozpiskę' przygotowaną przez Darka. Jeszcze jeden dzień z bieganiem pod górę, potem stabilizowanie organizmu i przyzwyczajanie go do równego tempa, jakie będzie obowiązywać w Hamburgu. Jutro jeszcze się skuszę na nieco dłuższy bieg (w granicach 20 km), ale to już ostatni przed Niemcami. Trzeba zacząć nieco odpoczywać i zbierać siły na 29 kwietnia.

Z szafy wyjąłem spodnie, które kupiłem w 2007 roku i nigdy nie nosiłem, bo były zdecydowanie za ciasne. Są luźne.
Z ciekawości przymierzyłem spodnie, w których chodziłem w roku ubiegłym. Wszystkie trzy pary zsuwają się bez rozpinania.
Trzeba wymienić garderobę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".