piątek, 18 maja 2012

Trening na zapas

9 i 5 km

Poranny trening był planowany. Po kawie, kilka minut przed siódmą, kierunek - las. Po drodze parę słów z Panjankiem, który był już w pracy, skończył jak zwykle wieczorem. Zaczynam lubić gościa, bo jest chyba najbardziej pożytecznym egzemplarzem z roju ludzi, którzy siedzą w biurach OSiR pozorując pracę.
Jak wczoraj, nikogo rano nie spotkałem, jelenia dziś nie było.
Po południu nie bardzo miałem co robić, więc się zabrałem na stadion, zrobiłem dziesięć kółek po asfaltowej alejce wokół stadionu. To na wypadek, gdyby ziściły się plany jutrzejszego wyjazdu na kajak na cały dzień. Kiedy wrócę, na pewno nie będzie mi w głowie bieganie, tylko kąpiel i wypoczynek. 
Sebastian sugeruje, żeby stworzyć w Goleniowie stowarzyszenie biegaczy, co umożliwi postaranie się o jakieś środki od sponsorów. Sprzedaje zegarki, ma kontakty z przedstawicielami firm je produkujących i twierdzi, że to całkiem realne. Czemu by nie spróbować? Ja widzę inne korzyści. Jak mawiał stary Wasyl, w kupie siła. Kiedy ma się szyld i - najlepiej - pieczątkę, w różnego rodzaju instytucjach jest się poważniej traktowanym, niż niezorganizowana grupa. 

Nie wiedzieć czemu, zacząłem być traktowany jako wybitny ekspert od skutecznego odchudzania. Oczywiście, wyjaśnienia, że to efekt codziennych treningów, nie przekonują. Dziś znajoma przepytała mnie, co sądzę o diecie polegającej na piciu z rana dużej ilości taniej coli z Biedronki. Jakaś jej koleżanka dzięki temu nektarowi schudła paręnaście kilogramów, choć, jak przyznała, zdrowo nie wygląda. Poradziłem, żeby wstrzymała się z oceną skuteczności diety do chwili, kiedy tej koleżance zaczną wypadać zęby i łamać się kości. Takiej ilości kwasu fosforowego, wypłukującego z organizmu wapń, nikt na dłuższą metę nie zniesie.
Czego to babki nie wymyślą!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".