środa, 9 maja 2012

Żużel, kurka...

10 km, stadion

Żużlowa duma miasta
Trochę wiało, snuły się chmury sugerujące, że wkrótce popada. Zrezygnowałem z lasu, by w razie deszczu móc szybko zejść z trasy. Jak nietrudno zgadnąć, nie padało. Byłem trochę wkurzony i mocno zakurzony, bo żużel pylił jak jasna cholera, do domu wróciłem brudny jak palacz.
Zdaje się, trzeba sobie postawić jakiś cel. Biegam tak sobie, trochę bez sensu, bez przekonania. Kiedy jest jasny cel, jest motywacja i trzeba przyjąć jakiś harmonogram pracy. Popytam chłopaków, czy przypadkiem się w najbliższych dniach nie wybierają na jakiś interesujący bieg. Byle nie w najbliższą niedzielę; pora pojechać do Janusza do Nadarzyc, spróbować powiosłować po Piławie.

Zadziwiająco dużym echem odbił się mój artykuł na temat biegu w Hamburgu. Codziennie zaczepia mnie kilka osób, gratulują biegu i tekstu. Niektórych ludzi nie znam, okazuje się jednak, że mnie znają. Gorzej, że chyba zaczynam być traktowany jako wybitny znawca tematyki biegowej: panie zaczynają mnie pytać o rady - jak biegać, by były efekty, a nie zrobić sobie krzywdy etc. Wymiguję się, bo co ja, kurka, wiem na ten temat? Tłumaczę, że jestem amatorem, żadnym fachowcem, mogę co najwyżej podzielić się własnym doświadczeniem, ale nie nabytą na zewnątrz wiedzą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".