poniedziałek, 11 czerwca 2012

Chyba jeszcze nie koniec

10 km

Piotrek Stefaniak wpędził mnie dziś w lekką depresję. Wieczorem spróbowałem, czy jeszcze się do czegoś nadaję, czy też już pora na emeryturę. Po dwóch kilometrach rozgrzewki zrobiłem sobie pomiary w biegu dość szybkim, ale jeszcze nie prowadzącym do zadyszki. Dopiero na koniec zerknąłem na wyniki. 4:58, 4:50, 4:41, 4:44, 4:41 i 4:28. Ten ostatni kilometr z oddychaniem w rytmie 2/2, którego nie da się znieść na dłuższą metę. Bieg z szybkością 4:50-5:00 jak najbardziej do wytrzymania na dłuższy dystans.
Piotrek, z diagnozą się nie zgadzam, ale na pewno masz rację, że należy popracować nad szybkością. Wprawdzie systematycznie się ona poprawia, ale rezerwy niewątpliwie jeszcze są. Się zrobi. Natomiast co do źródła problemów w Grodzisku: ewidentnie brak płynów. Znam to, bo podobny cyrk przeżyłem w takich samych warunkach w Hamburgu. Za mało piłem w drodze, nie zatankowałem przed startem, a to się zemściło na parę kilometrów przed metą: kłopoty gastryczne i gwałtowny ubytek sił. Na mecie wypiłem dwie butelki wody, potem chyba ze trzy piwa, potem powerade, a po powrocie do domu jeszcze piwo i półtora litra wysoko zmineralizowanej wody. Dopiero wtedy poczułem, że się napiłem.

Drobna część z dwutysięcznego tłumu biegaczy
Słówko o biegu w Grodzisku, zorganizowanym perfekcyjnie. Już od wjazdu do miasta prowadziły nas drogowskazy "do biura zawodów".  W centrum miasta kierowali ruchem młodzi wolontariusze w charakterystycznych, pomaranczowych koszulkach, którzy skierowali nas na parking i doprowadzili aż na właściwe miejsce postoju. Biuro zawodów w dużej hali, formalności załatwione w dwie minuty. Pełna informacja, dobre nagłośnienie, wszyscy wiedzieli co z sobą robić i gdzie się udać. Przed startem kibelki w ilości zupełnie wystarczającej na ponad 2 tysiące startujących. Trasa doskonale oznakowana, mnóstwo kibiców, punkty z napojami świetnie zorganizowane, choć we wczorajszym upale przydałoby się ich więcej (to moje prywatne zdanie). Na mecie medale i do ręki napoje, a obok mnóstwo ławek, na których można usiąść i popatrzeć na następnych kończących bieg. Potem kąpiel i jedyny mankament: woda ledwo letnia, ale nikt nie narzekał. Po kąpieli powrót na rynek, gdzie na każdego zawodnika i przemycone przez nich osoby czekało wzmocnienie: kiełbaska z dodatkami, chleb ze smalcem i ogórkiem, ciasta, napoje gorące i piwo - wszystko do oporu. Nikt nie wyliczał, nie żałował, wszystkiego wystarczyło, nawet piwa z lokalnego browaru w Miłosławiu (wiśniowe było lepsze). Ogólnie - wzór organizacji. I pomyśleć, że organizatorem jest Urząd Miejski i miejscowe liceum. Na rzecz imprezy pracowali przede wszystkim urzędnicy i licealiści z nauczycielami, łącznie około 200 osób. Do tego strażacy, policjanci i pewnie z połowa mieszkańców Grodziska, którzy kibicowali, wspomagali napojami i doraźnymi prysznicami. Widać, że całe miasto żyło imprezą. I pomyśleć, że oni tam nie mają swojego OSiR-u!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".