piątek, 8 czerwca 2012

Z GPS-em, bez fontanny

10 km
 
Rudy Robert przyleciał do redakcji pochwalić się prezentem, jaki dostał na urodziny od Sebastiana. Wielki jak cebula "wszystkomający" Timex. Mierzy, liczy, informuje, wygląda imponująco, ale nie ma piekarnika i fontanny. Spytałem Rudego, czy już wie, jak toto obłsugiwać, mówi, że jeszcze nie, ale będzie się uczył. W niedzielę Robi na pewno pobiegnie tak, żeby zegarek nie nadążał z przeliczaniem danych. Niewykluczone, że przebije barierę dźwięku. Powiedziałem, żeby się pilnował i nie zemdlał po drodze, bo zamiast udzielać mu pomocy świsną mu zegarek, a jego samego zostawią w rowie.

Cholernie duszny dzień. Z treningiem poczekam do wieczora, może przejdzie burza i powietrze będzie lżejsze. 

Pod wieczór przeszedł deszcz, zrobiło się chłodniej i przyjemnie.  Dziesięć kilometrów zrobiłem bez zegarka, w tempie, które bym widział jako "przelotowe", tj. w okolicy 5:15 na kilometr. Żadnych dolegliwości z kręgosłupem, kolano też nie daje znać o sobie. Perspektywy więc dobre. Jutro tylko relaksowe 5 km na rozciągnięcie, żadnych wyczynów. Dieta węglowodanowa, pod wieczór kefir, który pomoże pozbyć się zbędnego balastu. W niedzielę z rana mocna kawa, coś na słodko do przegryzienia - i w drogę. Jedziemy o piątej.

1 komentarz:

  1. dawno się tak nie uśmiałem ha ha dobre z tym zegarkiem, humorystycznie ale prawdziwie!

    OdpowiedzUsuń

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".