czwartek, 19 lipca 2012

Buty schną i schną

13 km

Wczoraj tak dokładnie przemokłem, że buty schną do dzisiaj. Na treningi wkładam stare Nike (stare, bo biegam w nich od listopada, mają około 2 tys. km przebiegu), dziś nie nadawały się do włożenia. Ale jak wyschną, chętnie do nich wrócę. Bardzo udany model (pegasus26), dopasowane do stóp jakby były szyte na miarę. Tylko wyglądają już dość obskurnie, jak wyciągnięte ze śmietnika. Ale w końcu nie jest to niedzielne obuwie do kościółka. Szkoda, że tego modelu już nie robią.
A propos butów. Parę dni temu byłem kupić nowe brooksy. Wchodzę i zastaję sprzedawcę w trakcie udzielania "fachowej porady" pewnej panience. Fachowiec pyta, ile panienka biega tygodniowo. Odpowiedź: tak z piętnaście... -Kilometrów? - pyta fachowiec. -Nie, minut... - dziewczę odpowiada niezmieszane podstępnym pytaniem. Fachowiec zmarszczył brwi i mówi: -Aha, to moim zdaniem odpowiedni byłby dla pani ten model (tu padła nazwa), bo wie pani, on ma system stabilizacji pięty, pełną amortyzację... Fachman dłuższą chwilę wymieniał zalety modelu nadającego się do biegania 15 minut tygodniowo, a kiedy skończył, panienka uzupełniła: -No i te paseczki są takie ładne, pasują mi do legginsów...
Wyszła z butami za 470 zł.
Wreszcie pogoda nadająca się do biegania. Chłodek, lekki deszczyk, minimalny wiaterek. Najpierw parę kilometrów po lesie, potem 5 km po asfalcie. Bez zrywania się, z szacunkiem dla nadwerężonego przyczepu. Jutro odpuszczę w ogóle, a jeśli w sobotę pogoda będzie przyzwoita, to pewnie przejadę się z koleżanką małżonką do Pszczewa. Darek mówi, że wieś niewielka, ale sympatyczna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".