niedziela, 8 lipca 2012

Jarosławiec: 1:21:10

15 km

Ci, którzy uważają bieganie po plaży i lesie za szczyt szczęścia, zapewne nigdy w takich warunkach nie przebiegli paru kilometrów. Polecam im wszystkim bieg w Jarosławcu. Po nim zakochają się w asfalcie.
Ciężkie doświadczenie. Najpierw około 2km zachęcająco, szosą generalnie w dół. Dwieście metrów przez las i wbiegamy na plażę, na sypki piasek przemielony już stopami paruset osób. Wybrałem opcję biegu po piasku jeszcze nieruszonym, dającym lepsze odbicie stopom. Około półtora kilometra w tych warunkach. Potem nawrót i bieg w drugą stronę, już przy wodzie, a więc po piasku generalnie ubitym. Tu biegło się szybciej i z mniejszą mordęgą, a przede wszystkim - pod wiatr. Niebagatelna sprawa, kiedy z nieba leje się żar. Wiaterek wprawdzie tylko lekko, ale chłodził. Wzdłuż plaży biegniemy z 5 km, potem wybiegamy przez wydmę na leśną drogę, tu nieco ulgi, bo w cieniu (ale bez wiatru). Z lasu z kolei wybiegamy na patelnię: szeroką, asfaltową drogę, którą za komuny przerobiono na polowy pas startowy. Duchota, słońce i te 3 km prostej jak strzała drogi, która w końcu przeszła w betonówkę wprawdzie ocienioną, ale pod górę. Potem już tylko ponad kilometr biegu przez Jarosławiec, ostatnia prosta przyjemna, bo z górki. I meta.
Straty niewielkie. Mały pęcherz na palcu prawej stopy, którą tuż przed opuszczeniem plaży pozwoliłem zmoczyć falom. Pobolewa też przyczep ścięgna Achillesa, ale to typowa, niewielka dolegliwość, jaka pojawia mi się po dłuższym biegu po piachu. Za dwa dni będzie wspomnieniem.
Pobiegło dziś ośmioro goleniowian, w tym Ziuta Kopcewicz w biegu samorządowców na 2 km. Pozostała siódemka to faceci. Najlepszy, jak zwykle, Robert z czasem 1:01:28, drugi był Michał Lewandowski (1:19:06), mi przypadł trzeci wynik. Po mnie zameldowali się Mirek Lewandowski, Tomek Oleszek, Ryszard Macul i Tomasz Garbień.
Generalnie, sympatyczny bieg. Żadnego wysadzenia, ale atmosfera domowej imprezy. Wyniki trudno porównywać z biegami po normalnej, asfaltowej nawierzchni. Piach bardzo spowalniał bieg i wyczerpywał siły. Na plaży więc się nie szarpałem, pomyślałem, że podciągnę się na asfaltowej patelni i na ostatnich dwóch kilometrach pod górę. I tak też było, najlepiej mi poszedł bieg pod górę: wyprzedziłem wiele osób i to w dobrym tempie.

Krótko mówiąc, Jarosławiec można wpisać do kalendarza stałych imprez.

1 komentarz:

  1. Nie cierpię biegać po piasku, to groźne dla ścięgien i więzadeł. Asfalt jest zdecydowanie lepszy, bo równy i twardy. Twardość nie jest problemem, odkąd ludzie nie biegają już w trampkach, tylko w butach z dobrą amortyzacją.

    OdpowiedzUsuń

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".