niedziela, 29 lipca 2012

Żyję

10 km

Od rana lało, zrobiło się chłodno, wilgotność powietrza spadła (Kto zna fizykę, lekko się powinien zdziwić. Kto zna fizykę?) Dlatego 10 km biegu do GPP, przez park i z powrotem po wczorajszym dniu było czystą przyjemnością. W dobrym tempie, w dobrej kondycji, bez zalewania oczu potem.
Po drodze, na 5. kilometrze, spotykam znajome małżeństwo doktorowskie, które wybrało się na przejażdżkę rowerową. Zatrzymujemy się na chwilę rozmowy, małżeństwo patrzy na mnie jak na półboga. bo przebiegłem już 5 km, a mam przebiec drugie tyle. Pytają, czy wczoraj biegałem, bo pogoda była straszna. Mówię, że 25 km. Od tej chwili patrzą na mnie jak na boga.
Ta wczorajsza wyprawa do Konga nie była najlepszym pomysłem. Do zaśnięcia wypiłem morze, a byłem może ze dwa razy za potrzebą. To świadczy, jak bardzo byłem odwodniony i odsolony. Jeszcze dziś rano czułem się nie najlepiej, najchętniej bym przeleżał całe przedpołudnie. Na szczęście, miałem co czytać, więc nie był to czas zmarnowany. Po południu siły wróciły i z ogromną przyjemnością zrobiłem przepisową "dychę".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".