10 km
Bieg, nie bieg, takie tam... Dobiegłem w okolice Góry Lotnika, a potem zabrałem się za szukanie grzybów. Odnalazłem dwa miejsca, gdzie przypadkiem trafiłem na kurki, przypomniałem też sobie, że w grudniu na samej GL były ładne kureczki. Zajrzałem, i słusznie. Były.
Droga powrotna - trucht z torbą z grzybami w wyciągniętej ręce, żeby się nie poobłtukiwały. Kiedy dobiegałem do granicy lasu, zrobiło się już zdecydowanie ciepło, parno, ożywiły się muchy i robale. A teraz już po kąpieli, popijam sobie kawę. Pogoda zapowiada się ładna, chyba wyskoczymy na drobny spływik. Może Iną do Lubczyny?Na szczęście, nie pospieszyłem się z decyzją o spływie. Lunęło, zagrzmiało i tak trwało do późnego popołudnia. Pod wieczór ponownie wskoczyłem w ciuchy biegowe, zrobiłem drugie 10 km, do parku przemysłowego i z powrotem.
Bieżnia zalana, bramka zamknięta. Normalka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".