czwartek, 2 sierpnia 2012

Burza wygrała

6 km

Więcej się nie dało. Kiedy po południu wraz z szanowną małżonką poszliśmy na stadion, było jak w łaźni: parno, duszno, gorąco. Na szóstym kilometrze rozpętała się burza. Próbowaliśmy ją przetrzymać stojąc pod drzewem, ale pół godziny później burza nie przechodziła, nawet się rozkręcała. Teraz mija półtorej godziny, burza dopiero powoli się kończy.
Prócz nas nie było prawie nikogo. Jeden gość zszedł z bieżni po trzech kółkach, tonąc w pocie. Inny się rozgrzewał(!) ze dwadzieścia minut, a kiedy się już rozgrzał - postał, po czym poszedł do domu. Reszta narodu uznała, że w taką pogodę nie ma sensu się męczyć. Może i racja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".