środa, 1 sierpnia 2012

Odmiana: kajak

3 godziny wiosłowania

Dla odmiany - woda. Popołudnie było wymarzone na rejs kajakiem po jeziorze Dąbie. Jak zwykle, start z dzikiej plaży koło Lubczyny (nie będę płacił Ojcu Dyrektorowi za prawo wjazdu na teren ośrodka wodnego). W godzinę przepłynąłem po przekątnej na drugi brzeg jeziora, stamtąd dzikim kanałem do Odry. Kanał niegdyś był żeglowny, pływały tam niegdyś nawet statki białej floty. Dziś dostępny tylko dla kajaków i niewielkich łodzi, dziki, ale uroczy. Spotkałem ogromnego bobra i orła bielika, który wystraszył mnie, bo zerwał się do lotu, kiedy byłem od niego o jakieś 10 m, przeleciał mi nad głową. Na Odrze (tor wodny Szczecin-Świnoujście) pusto, minął mnie tylko wodolot, holownik i niewielki statek handlowy. Popłynąłem na północ, do ujścia Iny, potem zawróciłem i skierowałem się w stronę Lubczyny. Przepiękny wieczór, spokojne lustro wody, niewiele jachtów na jeziorze, nie spieszyło mi się więc z powrotem. Kiedy dotarłem do brzegu, na dzikiej plaży przycumowana była niewielka łódka, przy niej stał starszy jegomość. Zagadaliśmy, okazało się, że od półtora miesiąca płynie sobie spokojnie z Piły. Gwda, Noteć, Warta, Odra, teraz kieruje się w stronę morza. Rejs skończy prawdopodobnie w sobotę w Kamieniu Pomorskim, skąd zabiorą go znajomi. Witold Wroński mieszka w Wałczu, jest emerytem, inwalidą I grupy(!). Łódką, która jest środkiem transportu, namiotem i schronieniem, pływa po całej Polsce. Napęd wiosłowy, jeśli wiatry sprzyjające - niewielki żagiel. Mówi, że czas go nie goni, płynie więc, ile się uda. Czasem 2-3 km, czasem 30.
Dawno nie wiosłowałem, czuję nieco w ramionach i w plecach. Miłe zmęczenie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".