piątek, 14 września 2012

Się naorganizowałem

10 km

Chyba łatwiej przebiec maraton, niż zorganizować wyjazd do Francji na 14 osób. Współczuję wszystkim, którzy muszą zawodowo godzić sprzeczne interesy uczestników najprzeróżniejszych wyjazdów. Temu to nie pasuje, temu tamto, tu się wetnie nadopiekuńcza mamusia, tam żonka przypomni, że rok temu obiecałeś coś, czego na pewno nie obiecałeś, komuś tam się przypomni, że jego dziecię też miało coś tam obiecane (w rzeczywistości to nieprawda, ale przetłumacz to, człowieku, babie...). Na szczęście, jak zwykle najlepszym rozwiązaniem okazało się zdanie na własny rozum, a w przypadku części problemów poczekanie, czy przypadkiem rozwiązania nie przyniesie los. Przyniósł, with little help of me. Finał zgodny w stu procentach z moimi oczekiwaniami: wszystkie oczekiwania zostały zaspokojone, nikt nie ma powodu do poczucia krzywdy czy pominięcia. Teraz oczekuję rewanżu: solidnej pracy. Nikt nie jedzie na wakacje do Szampanii, ale do pracy. Nie nadludzkiej, broń Boże. Za to w dobrych warunkach i świetnie opłacanej. 800 euro za 10 dni pracy to niezła stawka. W sumie jestem zadowolony. Udało się zmontować ekipę chyba najlepszą z dotychczasowych. Zdatną do pracy, a przy tym niebywale korzystną od strony rozrywkowej. To powinny być bardzo fajne dwa tygodnie.

Dziesięć kilometrów, sam asfalcik. Nie chciałem ryzykować wyprawy do lasu i np. durnej kontuzji na leśnej ścieżce. Wyprawa w sumie nudna, każdy centymetr drogi lubczyńskiej i przez GPP znam od miesięcy. Tempo średnio intensywne, nawet się specjalnie nie spociłem. Po raz pierwszy tego lata przebiegłem się w górze od dresu, bo robi się chłodno. Żegnam lato bez żalu, nie przepadam za tą porą. Wolę miły chłodek.

Francuzi, jak zwykle, mistrzami kombinowania. Wiosną obiecywali, że zapisy na Marathon de Paris od 15 września. Teraz tego zapisu nie można znaleźć, żabojady piszą, że będzie to jakoś jesienią. Nie piszą, którego roku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".