10 km
To był jeden z takich dni, które pozornie niczym się nie wyróżniają, a jednak są ważne. W niedzielę najmłodsze dziecię opuściło dom i pojechało na studia. W ten sposób zostaliśmy w domu z Olą sami. Po raz pierwszy od dobrze ponad dwudziestu lat bez dzieciaków plączących się po chałupie... Trochę to dziwne uczucie, ale trzeba się będzie przyzwyczaić. Tak już teraz będzie. Michał w Poznaniu, dwie pannice w Krakowie, a my na Dzikim Zachodzie.
Nadal biegam po lesie i górkach. Rześkie, wczesnojesienne powietrze zachęca do biegania blisko przyrody, zamiast krążenia po stadionie. W niedzielne popołudnie w lesie mnóstwo ludzi, pora chyba pomyśleć o przekształceniu lasów sąsiadujących z miastem w coś w rodzaju parku i zaprzestać wycinki drzew. Na razie jednak nikomu to do głowy nie przyszło.
Wreszcie odzyskałem właściwą sprężystość kroku. Z siłą biegową bardzo dobrze, czuję dużą rezerwę. Wytrzymałość też na wysokim poziomie. Za dwa tygodnie okaże się, jak z szybkością. Jeśli warunki będą sprzyjające, być może w Poznaniu pokuszę się o lekkie poprawienie wyniku z Hamburga.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".