poniedziałek, 15 października 2012

40 km/h

6 km

Spało się świetnie, bez sensacji znanych z poprzednich maratonów. Za to rano czułem się, jakby mnie kto w nocy obtłukł kijem. Ledwo chodziłem, czułem się fatalnie, najchętniej wróciłbym do łóżka i przespał cały dzień. Poprawiło się, kiedy musiałem ruszyć się z domu. Rozruszały się obolałe mięśnie i stawy, po paru minutach byłem już w stanie normalnie się poruszać. Poszedłem do jednej z klientek, w rozmowie wyszło, że byłem wczoraj na maratonie. Nagle jej milcząca dotąd pracownica mówi: "-Widziałam pana wczoraj, kiedy wysiadał pan z samochodu. Zastanawiałam się, co się stało, że ledwie pan chodzi..." Teraz już wie. :)
Kiedy wracałem, natknąłem się na Mirka Lewandowskiego, wracał z treningu. O, w tej sytuacji ja też idę - pomyślałem. Nie tylko zresztą pomyślałem, ale myśl przekułem w czyn. Poszedłem na bieżnię z założeniem, że jeśli będzie źle, to schodzę. Było jednak nieźle, więc zostałem i zrobiłem razem 15 kółek. Ze zdziwieniem zauważyłem, że kompletnie minął mi ból stóp. Kurka, wygląda, że został zamówiony specjalnie na maraton w Poznaniu... Szybkość w normie, nie czołgałem się po bieżni. Czułem jedynie lekkie osłabienie, co przełożyło się na wzmożone pocenie. Jutro i tego śladu chyba już nie będzie.
Z Poznania przywiozłem wycyganiony drugi medal. Będzie dla Mateusza, wnuka. Do dziś nie zapomniał o medalu, który dostał ode mnie późną wiosną (blacha wycyganiona przez Piotra w Hamburgu). Mały podobno wciąż wszystkich wokół informuje, że to najważniejszy medal na świecie i w ogóle. Mi w sobotę przez telefon pochwalił się, że biega z szybkością 40 km/h. Zachwyciłem się, oczywiście. Mateusz zapytał, z jaką prędkością ja biegam. Skromnie odparłem, że 25 na godzinę. Mały nie skomentował swojej przewagi. Nagrodzi się go medalem, pęknie z dumy. Kiedy ktoś biega "czterdziestką", na medal zasługuje bez dyskusji!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".