wtorek, 16 października 2012

Dzień jak marzenie

13 km

Dziś była kondycja, jaką powinienem mieć w niedzielę. Żadnych dolegliwości, żadnych bólów stóp czy przyczepów, sprawność mięśni wzorowa. Aż się nie chciało kończyć biegu. Ale cóż, nie co dzień jest święto lasu...
Kiedy wracałem, jak zwykle zahaczyłem o stadion, sprawdzić, czy światło się świeci. Było. Na bieżni Robert i paru nieznanych mi facetów, parę kobitek chodziło z kijkami. Godzinę później poszła na bieżnię Ola. Po powrocie zameldowała, że było ze trzydzieści osób, na bieżni autentyczny tłok. Podobno ludzie pytają, czemu światło tylko do godziny 20? Pytanie zasadne, ale zadać je należy obywatelowi dyrektorowi OSiR. 
Wieczorem w sklepie spotkałem Krystiana (w Poznaniu - 3:43 z sekundami). Okazało się, że miał opracowaną taktykę biegu, starał się ją realizować, na ile pozwalały warunki. Ma ramowe plany na dwa lata do przodu, nie działa więc przypadkowo. No i ma efekty. To jednak nie dla mnie. Nie mam ochoty podchodzić nazbyt serio do biegania, nie zależy mi aż tak na wynikach. Jak się ma 50 lat, nie o nie powinno chyba chodzić. Ważne, żeby bieganie sprawiało przyjemność, a do tego pozwalało utrzymać wagę i kondycję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".