poniedziałek, 29 października 2012

Marsz cd.

10 km

Znów dzień z marszem zamiast biegu. Nie odważyłem się jeszcze pobiec, ból wprawdzie się znacznie zmniejszył, ale jeszcze nie ustąpił. Krążyłem po asfalcie wokół bieżni, z zazdrością zerkając na tych, którzy biegiem krążyli po żużlu. 
Starałem się trzymać maksymalne tempo przez całe półtorej godziny. Ostatnie parę kółek przeszedłem wyraźnie podmęczony, choć nie usapany i nie spocony. Powiem tak: zdecydowanie łatwiej jest przebiec dychę w tempie relaksowym, niż ten sam dystans intensywnie iść. Kto nie wierzy, niech spróbuje maszerować półtorej godziny na najwyższych obrotach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".