środa, 12 grudnia 2012

Mróz jak złoto

10 km

-15 stopni. Nie szkodzi. Nawet pasuje. Mroźne, stojące powietrze, oddech zamarza i spada z hukiem na ziemię. Mroźne, ale suche powietrze, więc nie wychładza dróg oddechowych, przyjemnie je czuć głęboko w oskrzelach. Po trzech kółkach zdjąłem ortalion, pozostałe 22 okrążenia zrobiłem tylko w czarnych ciuchach. Nie rwałem do przodu, chciałem jedynie zrobić codzienną normę biegu, na obrotach nawet poniżej średniej. Ot, żeby bez wyrzutów sumienia zjeść kolację. Nawet się specjalnie nie zgrzałem (prawda, przy -15 to pewna sztuka...), bieg był wyjątkowo przyjemną wieczorną rekreacją.
Na stadionie pustawo. Był Robert i parę osób, które widuję już któryś dzień z kolei. Na euroboisku pusto, europiłkarzyki siedzą w swoich eurodomkach. Na lodowisku tak samo, widocznie amatorzy łyżew czekają na wiosnę. Z głośników kolejny dzień lecą te same kolędy, w najbardziej parszywych wersjach, jakie mogą wymyśleć tzw. gwiazdy polskiej piosenki. Rzygać się chce, a do świąt jeszcze ponad tydzień!
Kiedy wracałem do domu, przejrzałem się w szybie. Brwi i rzęsy oszronione, szron na czapce, na bluzie i w ogóle. Istny Dziadek Mróz. Niestety, kiedy wchodziłem do mieszkania, wszystko już stopniało. Fotki nie było.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".