poniedziałek, 7 stycznia 2013

Piękny wschód

10 km

Kiedy się obudziłem wiedziałem, że trzeba złapać za aparat i czekać na te kilka chwil magicznych, zwiastowanych przez wysokie chmury. Właśnie o tej porze roku bywają dni, kiedy z rana chmury są bardzo wysoko, a wschodzące słońce oświetla je od spodu, czyniąc intensywnie czerwonymi. No i się nie myliłem, 15 minut później kilka chwil przedstawienia jak z obrazów Wyczółkowskiego. Jedno ze zrobionych zdjęć - obok. Ładne, ale daleko mu do ideału,który udało mi się sfotografować trzy lata temu. Tamto zdjęcie jest absolutnie bez zarzutu. Wisi u mnie na ścianie.
Cały dzień czuję narastające objawy przeziębienia. Drapie w gardle, suchy kaszel, ogólne rozbicie. Oczywiście, może to być gruźlica w szlachetnej, polskiej wersji (galopujące suchoty), ale to raczej mało prawdopodobne, nie każdy jest Chopinem... Stawiam na przeziębienie. Żeby rzecz wyjaśnić i przyspieszyć (albo pomoże, albo się dobiję), wskoczyłem w dresik i buty i ruszyłem na bieżnię. Błotko obeschło, jest teraz bardzo OK. Oczywiście, z wyjątkiem oświetlenia, bo bieżna o 17 tonęła w ciemnościach, choć było już na niej paręnaście osób. Obok, na sławnym lodowisku, lepiej było pojawić się w okularach przeciwsłonecznych. Nikomu porażenie nie groziło, bo jak wspomniałem, nikogo tam nie było. Tylko fotony odbijały się od bandy do bamdy... To już jednak klasyka, po cholerę o tym pisać!
Jutro idę do doktora od stawów i innych kości, więc skoro mam mu się skarżyć na ból, to niech boli - pomyślałem. Jak na złość, dziś nie chciało boleć. Coś tam lekko ćmiło, ale to trudno nazwać problemem. Mam nadzieję, że przynajmniej przyrządy coś tam wykażą.
Ciekawa rzecz: rośnie zainteresowanie bieganiem w kręgach władzy. Ostatnio Roberto podpytywał mnie, jak się do tego zabrać, żeby sobie krzywdy nie zrobić. Rozsądnie podchodzi... Dziś wójt Osiny przesłuchał mnie na okoliczność maratonów i półmaratonów, ma nawet pewną orientację w temacie. Czyżby coś planował? Ba, nawet starosta przyznał mi się niedawno, że 2-3 razy w tygodniu biega po parę kilometrów. Ciekawe, czy uda się w końcu namówić na jakąś formę ruchu kolegę Henryka Z., który powoli zbliża się do ideału bryły, czyli kuli. Na razie coś tam opowiada o kręgosłupie i innych niemożnościach.
Dzisiejsze bieganie całkiem, całkiem. 25 kółek w czasie około 50 minut, bez żadnego specjalnego wysiłku i żyłowania się. Chyba dobry prognostyk na nadchodzącą wiosnę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".