sobota, 19 stycznia 2013

Sobotnia laba


11 km

Sobota, więc przed południem leniwy relaks, nigdzie nie trzeba się spieszyć. Wypiłem kawę, porozciągałem się, niespiesznie ruszyłem w teren.
Na obwodnicy wschodniej dużo gorsze warunki, niż jeszcze parę dni temu. Śniegu więcej, nieco podtopniał, potem zamarzł na nowo; biega się ciężko, bo stopa się zapada i nie ma odbicia, noga się cofa. Z ulgą dobiegłem do końca ścieżki z polbruku, dalej biegło się już przyjemniej. Na przedłużeniu Nowogardzkiej wyjeżdżone, suche pasy asfaltu, bieg od razu szybszy i sprawniejszy. Nie ufam kierowcom, z założenia każdego traktowałem jako potencjalnego palanta i buraka. Przeważnie się nie myliłem, tylko niektórzy wykonywali skomplikowany manewr zjechania ku środkowi jezdni. Żadna z pań, które widziałem za kierownicą, nie zrobiła mi miejsca, zapewne uważając, że skoro ONA jedzie, to ja powinienem wskoczyć do przydrożnego rowu. Paru ćwoków płci męskiej też tak uważało. Szczęśliwie, przeżyłem, ale raczej dzięki swojej ostrożności.
Wiał zimny wiatr od wschodu. Dobrze, że przypomniałem sobie o grubym polarowym bezrękawniku, idealnym rozwiązaniu na zimę. Dziś było mi ciepło, nie przewiało.
Po południu wizyta u wędkarzy. Ciekawa społeczność. Wielu przyjechało z drugiego końca Polski, żeby marznąć nad brzegiem rzeki i niekoniecznie coś złowić. Ludków było koło setki, złapano trzy ładne ryby. Był też polowy bufet z grochówką, kiełbaską i karkówką, a na ognisku grzał się ogromny sagan z grzańcem, z którego można było zaczerpnąć do woli. Pożywiłem się i rozgrzałem stosownym płynem, najpierw jednak odprowadziwszy do garażu autko. Licho nie śpi, nie dam gliniarzom powodu do uciechy ;)

A, ciekawostka. Dziś widziałem pierwsze bazie. Na wierzbie w okolicy Marszewa. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".