sobota, 2 lutego 2013

Wieczór z nerwem

5 km

Paskudny dzień na bieganie. Zimno, pochmurnie, w dodatku po południu, kiedy mogłem wreszcie się przebiec, zaczął padać deszcz ze śniegiem. Pokręciłem się po lesie, dotarłem za tory, wróciłem ścieżką koło jeziorka. Zatrzymałem się w lesie, o którym wczoraj wspomniałem. Wszystkie piękne, dorodne sosny okropkowane na pomarańczowo, do tego trochę drzew liściastych. Na szczęście kropek nie ma na dorodnych świerkach, rosnących w sporej kępie w pobliżu dawnego obozu Hitlerjugend. Świerki ocaleją, ale sosen też szkoda. Warto o nie powalczyć. Kurka, Niemcy przed wojną ten las przeznaczyli na tereny rekreacyjne, wysadzili nawet alejki klonami i jaworami (gdzieniegdzie rosną do dziś). Przyszli Polacy z piłami i chcą to wszystko wyrżnąć. Po to, żeby parę kubików desek opchnąć...

Wojtasik i Ostrowski. Dobry duet
Wieczorem kapitalny koncert w Villi Park. Mój ulubiony trębacz, jeden z najlepszych - Piotr Wojtasik z kompanią. Klimatyczny repertuar, muzycy w świetnej formie. I oczywiście, musiało być też g..., żeby za pięknie nie było. Przy stoliku obok rozsiadła się familia z branży dentystyczno-budowlanej. Kto zna Goleniów, pewnie już wie, o kogo chodzi. Familia przez większość koncertu prowadziła ożywioną rozmowę na bardzo głębokie tematy, na przykład o Amy Winehouse czy o zaletach Messerschmitta. Próbowali przekrzyczeć trąbkę i saksofon, chwilami im się to nawet udawało. Parę osób wokół wprowadzili w stan - nazwijmy po imieniu - głębokiego wkurwi..nia. Przez parę kawałków nie mogłem myśleć to tym, co fajnego dzieje się na scenie, tylko musiałem słuchać, co babina z doktorskim tytułem ma do powiedzenia o Messerchmitcie. Gdybym miał bejsbola, pewnie bym wyjął. Na szczęście, nie miałem. Nigdy w życiu nie siądę już koło tych 'dochtorów'. Szkoda nerwów i muzyki.

3 komentarze:

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".