poniedziałek, 25 marca 2013

Jechała se kobiecina...

8 km

Dzisiaj na serio odczułem skutki sobotniego biegu. Na osłabienie po sporym w końcu wysiłku nałożyło się bardzo wysokie ciśnienie powietrza, coś, czego bardzo nie lubię. No i księżyc w pełni, sprawiający, że niektórym rosną nocą kły, a inni (w tym ja) źle śpią. Krótko mówiąc, totalna słabizna spadła na mnie dziś po południu. Dwie godziny przespałem, potem jednak wstałem, przedziałek poprawiłem i jako człowiek z natury obowiązkowy - ruszyłem w plener. Wiedziałem, że najgorsze będzie pierwsze pół kilometra, potem już poleci. I tak właśnie było, jak się już rozruszałem, to problemy się skończyły.

W Helenowie ciekawy widoczek, poprzedzony seansem dźwiękowym. Słyszę, że gdzieś na osiedlu jedzie coś na sygnale, ale dziwnie wolno, a i sygnał jakiś taki wsiowy... Po chwili patrzę, prze przez wieś Helenów pojazd osobowy, kierowany przez kobiecinę prostą, tamże osiadłą i gospodarzącą. Za nią policyjna dyskoteka, wszystkie kolorowe lampki powłączane, kierowca radiowozu ciśnie na sygnał, wyraźnie coś sugerując. A kobiecina, jakby nie kumając, że to do niej te wszystkie amory, jedzie konsekwentnie najpierw przez wieś, potem skręca w Stargardzką i w kierunku miasta. Aż mi szczena opadła ze zdziwienia, obrazek wprost nieziemski. I tak sobie jadą przez Stargardzką, najpierw kobiecina w autku ZGL E28...., a za nią radiowóz rozpaczliwie dający sygnał: "no, k...wa, stańże wreszcie, głupia babo!!!". Z ciekawości zmieniłem trasę i udałem się w pościg pieszo za owym oryginalnym duetem. Babina dojechała do Goleniowa, dopiero na ul. Bankowej radiowóz z policjantami, którzy zapewne już się "z letka podk...wili" zajechał jej drogę i powstrzymał dalszą pielgrzymkę w stronę miasta. Ciekawe, jak się wiejska kobita tłumaczyła. Pewnie po strawę dla dzieci, po zapałki i naftę, a może nawet po chleb i sól jechała...

Nadal zdziwiony jestem poprawą, jaka nastąpiła w stanie mojego podwozia po kuracji na Dzikich Polach u Mańka w Jastrowiu. Autentycznie: żadnych dolegliwości, wszystko ustąpiło, jak po zaklęciu. Wszystkich, którzy mają jakiekolwiek dolegliwości układu ruchu,  odsyłam na trasę Maratonu Jastrowskiego. Kto przeżyje, dozna cudu. Wstanie z wózka, kule odrzuci, pójdzie dalej na własnych nogach, niektórzy nawet pobiegną.
No, może nie wszystkich to tyczy. Jak słyszę, Robert po biegu u Mańka doznał jakowejś szkody na ciele, a konkretnie na nodze, srodze podobno nadwerężonej w trakcie ambitnego biegu po pucharek. Patrzmy jednak na sprawę optymistycznie: drugą nogę ma sprawną. I już jest się czym cieszyć w nadchodzące Święta!

Sołtysa Klinisk Wielkich, Artura vel Albercika, serdecznie przepraszam za posądzenie, że mógłby być sołtysem Pucic. Nie wiem, skąd mi się to, kurka, wzięło. Błąd swój zrozumiałem, poprawę obiecuję, pokornie o wybaczenie proszę. Pucice, co oczywiste, nie są Wielkie. I nie będą :))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".