wtorek, 5 marca 2013

Milowe atrakcje

10 km

Chłopcy w OSiR uczą się. Powoli wprawdzie, ale uczą. Dziś porozmawiałem z Jackiem K. o atrakcjach, jakie mają być na jubileuszowej mili. Atrakcje zapowiadano, ale na piśmie na razie o nich cicho.
Ale mają być. Na przykład: losowanie nagród wśród wszystkich uczestników biegów na milę i dychę. Jacek wspomniał o mniej więcej jednej nagrodzie na setkę biegaczy. Niewiele, ale to i tak większa szansa wygrania, niż w totolotka. Nagrody mają być przyzwoite, nie żaden tam piórniczek za 50 groszy czy czekoladka wielkości paznokcia.
W regulaminie biegu zapisano po koszulce na łebka. Na razie nie wiadomo, co to będzie za koszulka: bawełniane giezło, jak dotąd, czy też wreszcie coś w miarę przyzwoitego.
A, niewątpliwą atrakcją będzie czynny udział w biegu burmistrza Roberta. Parę dni temu powiedział mi, że przygotowuje się do biegu w listopadzie. Nie wiem, o jaki bieg mu chodziło. Napiszę w gazecie, że na dychę, chłopak nie będzie śmiał się wycofać. Publiczności zwracam uwagę, że dotąd w mili z burmistrzów wystartował jedynie Janusz Bal, był za "wczesnego Wojciechowskiego" wiceburmistrzem, ale biegał chyba tylko na milę. No i niejaki Lewek, który oczywiście biegł w kategorii VIP, na katorżniczym dystansie 300 m.  

Któryś już raz pojawia się pytanie: no to przeciw komu jest ten bieg w czerwcu? Ludzie nie rozumieją, kiedy słyszą, że pobiegną i panowie burmistrzowie, i radni... No to, kurka, kto jest wrogiem? I jak im tłumaczyć, że nie ma wroga, że to nie jest bieg przeciw, tylko za, za bieżnią i niczym więcej? Że to przypomnienie oczywistej oczywistości: bieżnia musi być! W tej sytuacji normalne jest, że Wojciechowski będzie sędzią startowym, że pobiegnie jegomość burmistrz, a nawet pewien radny, co to nie chciał się podpisać pod petycją o budowę bieżni. Przemyślał, zmądrzał, zmienił zdanie, a teraz to fajny chłopak. I tak będziemy działać aż do skutku. ;)

Mogliby pozamiatać chodniki. Na Przestrzennej nie da się biegać, bo buty szurają po piachu, to samo na Szkolnej. Dziś z konieczności musiałem biegać po zmierzchu, mając do wyboru bieżnię i uliczki, wybrałem te drugie. Po drodze dwa razy natknąłem się na Roberta, też chyba woli przebiec się do Helenowa, niż krążyć po bieżni jak Gniady mojego dziadka przy cięciu siana na sieczkę. 

Fotka, która ubawiła mnie do łez. Nie mogłem sobie odmówić, wklejam. ;)
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".