poniedziałek, 11 marca 2013

Sam na sam ze stadem

12 km

Przerwałem protest przeciw globalnemu ociepleniu. Zanurzyłem się w leśne ostępy licząc, że mimo śniegu da się przebiec. Dało się, bo za torami drogi przejeżdżone przez jakoweś pojazdy nieznane. Dopiero końcowy odcinek przebiegłem w śniegu, chciałoby się rzec - dziewiczym. Dziewiczy to on był do chwili, kiedy zza górki nie wypadło na mnie spore stado dzików, depcząc dziewictwo białego śniegu, a mnie przyprawiając o tzw. szybsze bicie serca (kurka, biło naprawdę w niezłym tempie). Zbaraniałem, zatrzymałem się. Stado nie zbaraniało, a tym bardziej się nie zatrzymało. Przebiegło spokojnie o parę kroków ode mnie, wydając pochrząkiwania i zerkając na mnie jak na jakiegoś cudaka. Żadnych objawów strachu, ale też - i to mnie naprawdę ucieszyło - żadnych sygnałów, że dzikom nie pasuję. Krótko mówiąc, olały mnie. Ja zaś dobiegłem do skraju lasu w dobrym tempie, nie zważając już na kopny śnieg i inne niedogodności, widocznie dobrze zmotywowany. Śpieszyło mi się, żeby zobaczyć cywilizację.

Wpadłem dziś na ploteczki do starosty. Zagadnąłem o bieg 27/27. Nie musiałem przekonywać, pobiegnie. Wicek mniej chętny, ale jeszcze ma czas dojrzeć, błędy swoje przemyśleć, głowę popiołem posypać i o wciągnięcie na listę poprosić.
Zadzwonię jeszcze do Gebbelsa i do Magdy K. Olgierda namówię na symboliczny udział w biegu, Magda - wystarczy, że pobłogosławi. Trzeba się pospieszyć, bo 18 marca w Szczecinie będzie pani minister od sportu. Może uda się Magdę namówić, by zaaranżowała krótkie spotkanie, błogosławieństwo pani minister byłoby naprawdę sympatyczne.

1 komentarz:

  1. Taki mały cover...
    Końcowy odcinek drogi przeszedłem po nieskazitelnej ponowie. Chciałoby się rzec nieskazitelnej do czasu gdy zza górki wyparowała dzicza watacha, tratując biegami białą nieskazitelność .Zatrzymałem się. Dziki reagują na ruch... Stałem pod wiatr także byłem niewyczuwalny w ich gwizdach... Watacha zatrzymała się na moment... To był ten jeden moment. Wataszka ruszyła po kilku fuknięciach, widocznie ich niezbyt bystre dzicze świece zobaczyły zamgloną sylwetkę dwunogiego drapieżnika...Dopiero po kilku sekundach zaczęła w moich skroniach pulsować adrenalina. Zdjąłem palec z kabłąka i po cichutku przesunąłem bezpiecznik w pozycję safe. Nie dzisiaj...Po cichu rozpłynąłem się w leśnej toni, aby dalej od cywilizacji...

    OdpowiedzUsuń

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".