piątek, 22 marca 2013

Tartan, zdaje się, bliżej, niż przypuszczamy

6,5 km

Miało być koło trzech kilometrów, ale biegło się tak fajnie, że zahaczyłem o Helenów. Świat się od tego nie przewróci.
Jutro o 6 rano wyjazd do Jastrowia. Zapowiada się bardzo rześka pogoda, noc mroźna, śnieg z rana będzie więc zmarznięty. Na szczęście nie powinno wiać i będzie słońce. W sumie, może być całkiem przyjemnie. Nie szarpię się na maraton, za mało czasu zostało do Paryża - raptem dwa tygodnie. Półmaraton będzie wystarczający.
Trasa podobno ma być przygotowana, odśnieżona. No, dobrze by było widzieć te cholerne korzenie, które w dwóch miejscach są naprawdę sporym zagrożeniem dla nieostrożnych (lub po prostu pechowych) biegaczy.

Wybrałem się dziś do wiceburmistrza Banacha. Wszedłem niezapowiedziany, na biurku miał materiały dotyczące bieżni. Dobry znak. Podzieliłem się z nim newsem o wczorajszej rozmowie z marszałkiem. Aż mu oczy zapłonęły. W rewanżu usłyszałem o efektach rozmowy Banacha z ministrą Muchą. Są wielce zachęcające, niestety, obiecałem mu nie ujawniać żadnych szczegółów. Mogę jednak napisać, że szanse na bieżnię w najbliższej przyszłości zdecydowanie rosną. Usłyszałem też o rozmowach z pewną firmą, która - jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem - może szczodrze sypnąć groszem, a grosz pójdzie na bieżnię.
Krótko mówiąc: jest dobrze, trzeba trochę cierpliwości, a my róbmy swoje. Z biegu 27/27 może być bardzo wiele pożytku. Z lekkim przestrachem stwierdzam, że robi się z tego poważne wydarzenie, które wymaga bardzo starannego przygotowania, nie może być lipy.
Mam deklarację wszelkiej pomocy ze strony gminy, jaka tylko będzie potrzebna. Panie Darku, nie martw się pan o kibel i inne takie. Wszystko będzie załatwione, mamy tylko spisać listę potrzeb.
Atak na wojewodę konieczny. Zydorowicz nie ma własnej kasy do podziału, ale może być bardzo pomocny przy wydłubywaniu kasiorki z kieski pani ministry. No i w ogóle, nazwisko zobowiązuje. Do wojewody dojście łatwe: to kolega naszego burmistrza Roberta. 
Dojście do szefowej telewizji szczecińskiej już mam. W przyszłym tygodniu dostanie maila i telefon. ;)

Przez przypadek zacząłem wieczorem oglądać łomot, jaki sprawili Polakom Ukraińcy. Zainteresował mnie wynik, 3:1. Obejrzałem większość drugiej połowy, z rozbawieniem obserwując biedaków potykających się o własne nogi, wdeptywanych w trawę przez Ukraińców, ruszających się jak paralitycy. Pocieszny widok. Po meczu jakiś piłkarzyk objaśniał widzom, co się stało. "-Im bardzo zależało, żeby wygrać, nam chodziło o inne aspekty". Reporter ze skupieniem wysłuchał głąba bredzącego do mikrofonu, jeszcze mu podziękował. Na koniec pokazali jakiegoś Fornalika, ten wygłosił piłkarską mądrość o szansie, jaką jego boysi mieli na wygraną, ale, patrzcie państwo, nie wyszło. Nie wiedzieć czemu. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".