środa, 17 kwietnia 2013

Anioł odradził

10 km

We śnie objawił mi się anioł i rzekł: "-Czaruś, dej se spokój z tą Warszawą. Potrzebne ci to naprawdę?" Przemyślałem, mogę bez Warszawy żyć. Ominą mnie dwie noce w pociągu, noc na jakiejś sali gimnastycznej, nieplanowane zmęczenie. Nie wygram tego mercedesa, ale na cholerę mi wózek marki, której nie lubię? Odpuszczam więc. Może za rok.

Znalazłem za to bieg absolutnie oldskulowy: w Gozdowicach biegiem będą czcić 68 rocznicę forsowania Odry (forsowania w planie biegu nie ma, chwała Bogu). 10,5 km, czyli ćwierćmaraton - ot, dzisiejsza przebieżka. Nie ma wpisowego, jedyny koszt to dojazd. Jakieś medale, jakieś losowanie nagród, imprezę organizuje wojsko, a wojsko z głodu nie da zginąć. Wydaje mi się, że propozycja w sam raz na sobotnie popołudnie, między późnym, leniwym śniadankiem a wieczornym piwkiem. Tak sobie myślę, może by spróbować wyciągnąć do Gozdowic sołtysa Klinisk Wielkich i młodego? Oni do Warszawy nie jadą, a taka dyszka to zabawa w sam raz na tydzień przed Krakowem. No i zawsze można to w prasie sprzedać jako wydarzenie stulecia, przy którym jakiś tam maraton w Warszawie to mały pikuś.

Dziś był dzień obserwacji. W lesie spotkałem parę młodych osób, biegaczy. Zazwyczaj nie czekam na pozdrowienie, odzywam się pierwszy (nie bez powodu). Dziś sprawdzałem, czy ktoś otworzy dziób pierwszy. No i nikt. Przebiegali z wzrokiem wbitym w ziemię, jakby tam, k...wa mać, złoto leżało. Albo z drewnianym wzrokiem gdzieś nade mną. Nikt, psia mać, się nie odezwał. Gdybym ja pozdrowił, zapewne - bo tak jest zawsze - odpowiedzieliby z uśmiechem, jakby nagle zobaczyli anioła (patrz akapit pierwszy dzisiejszego postu). 
Polacy to naprawdę nienormalne społeczeństwo. Skomunizowane do szpiku kości, wszystkie najbardziej parszywe obyczaje z komuny dziedziczone są przez pokolenia, które bolszewizmu nie mają prawa pamiętać. A takie właśnie traktowanie ludzi było (i, jak widać, jest) charakterystyczne dla "kultury socjalistycznej", która, jak wiadomo, z kulturą nie ma nic wspólnego. Krótko mówiąc, Polacy to naród ponurych buraków, albo burych ponuraków. 
Aż mi się miło robi, kiedy pomyślę o tych swoich przodkach, którzy Polakami nie byli. Z szybkiego rachunku wychodzi mi, że byli w większości.

No i załatwione. Albercik zgodził się natychmiast, młody od niego się dowie, że będzie forsował Odrę w Gozdowicach. Ekipa zmontowana, zgłoszenie wysłane.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".