poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Śnieżny dyngus

Niby się wie, że dyngus, że śnieg na dworze, a i tak da się człowiek zaskoczyć. Koleżanka Aleksandra wracając rano z kościoła, ulepiła solidną, śnieżną kulę, której spory kawałek wpakowała mi pod piżamę, ze słodkim swoim uśmiechem. Na chwilę straciłem oddech, to był prawdziwy szok termiczny: leży sobie człowiek spokojnie pod kocykiem, cieplutko, a tu - bach! śnieg na piersi.
Oczywiście, śniegu starczyło i na dzieciaki, które też miały duże oczy. Młody, okazało się, był przygotowany. Zrewanżował się chluśnięciem wodą, trafiając precyzyjnie małżonkę w oko. Spryciarz, laptopa zabezpieczył gazetami, jak się okazało - słusznie, bo i laptop zaliczył(by) solidnego łyka wody.

D..pa zimna. Bez lekarstwa się nie obejdzie. Nie ma co się męczyć, nie ma co liczyć na cud. Do niedzieli trzeba okrzepnąć. Augmentin na stół.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".