wtorek, 30 kwietnia 2013

Z powrotem w domku

10 km

Wracamy do codziennego rytmu. Po jednodniowej przerwie rytualna "dyszka", dobrą trasą w pobliżu Góry Lotnika, choć nie przez nią samą. Są tam w pobliżu miejsca zdecydowanie pagórkowate, nadające się do poćwiczenia siły. Siła to podstawa, przekonuje mnie o tym każdy kolejny maraton. Bardzo przyjemne jest wyprzedzanie na trasie setek biegaczy, a szczególnie na podbiegach, gdzie większość ludu biegającego zaczyna iść, a ja nadal bez większego trudu jestem w stanie biec. To prosty rezultat przebiegnięcia tych setek kilometrów każdego miesiąca. Każdy kilometr pokonany na treningu to mniejszy wysiłek na samym maratonie. 

To ciekawe: dwa dni po maratonie nie czuję już żadnych megatywnych jego skutków. Problemy zaczęły mijać już w niedzielę po południu, kiedy trochę poleżałem, nieco się zdrzemnąłem. Pod wieczór nie czułem już żadnego bólu (wersja komorowska: bulu),funkcjonowałem zupełnie normalnie. Dzisiaj codzienną "dyszkę" zrobiłem bez żadnego problemu, nawet z przyjemnością. Wszystko funkcjonuje jak dobrze naoliwiona Ol-49-69 z Wolsztyna. Kto nie wie, o co chodzi - zatrudnić Google. Piękna lala!

Rozmawiałem z Anetką. Też czuje się dobrze, dziś zrobiła "szybką piątkę", zapomniała już o bólu (wersja prezydencka: bulu) z piątku, soboty i niedzieli. Boże ty mój kochany, 89 kilometrów... Nawet się do tego nie przymierzam. Na kolana padam przed Anetką.

Posiedzenie egzekutywy zwołujemy na czwartek, 18-19, jak komu pasuje. Po delegację z Klinisk w razie potrzeby zostanie wysłany powóz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".