piątek, 17 maja 2013

Wystarczy słowo

10 km

Komary jak messerschmitty. Atakują w chwili, kiedy człowiek zatrzymuje się, by się wyszczać. Końcówka szczania to początek ssania (przez komary). Z zaciśniętymi zębami dokończyłem swoje. Komary też.
Spotkałem w lesie parę ludzików. Najciekawsze spotkanie z dwoma chłopakami, lekko powyżej dwudziestki, na przeskoku przez tory. Nie zagadali, ale ja zagadałem, w tym momencie chłopcy okazali się sympatycznymi młodymi ludźmi, serio zainteresowanymi tym, co robię. Pogaworzyliśmy dłuższą chwilę, z otwartymi dziobami słuchali tego, co mówiłem im o bieganiu. A gdybym sam nie zagadał, minęłibyśmy się bez słowa i bez zainteresowania.

Doszedł wreszcie film z Krakowa, z finałem maratonu mojego i dwójki uczepionych bąków. Trzeba zmienić format, poszukam kodeków, wgram.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".