niedziela, 11 sierpnia 2013

Sie, panie, nie opłaca...

10 km

Tym razem wyłącznie po asfalcie, wczoraj chyba sobie nieco nadszarpnąłem jakieś więzadło w prawej kostce, wczoraj po południu pobolewało mnie przy chodzeniu. Decyzja była rozsądna, podczas biegu żadnych dolegliwości, dziś po południu pełny powrót do zdrowia. 
100 procent asfaltu - to wyprawa do parku przemysłowego, równiutkie 10 km. "Przelotowa" szybkość wyszła mi na poziomie 5:04, zupełnie nieźle. Do utrzymania bez problemu przez 10 km, nie testowałem tego jeszcze na dystansie półmaratońskim. Ale można spróbować w Szczecinie tempa 5:00. Może uda się utrzymać, byłoby 1:45:30.
Ciekawe spotkanie, kiedy wracałem do domu. Na wiadukcie chwila przerwy, podjechał do mnie jegomość z miasta Komarowo, z pytaniem, po kiego ch... tak się męczę. Objaśniłem pokrótce, że to taka fanaberia, że z nudów. Gościu zrozumiał, bo jego życie, jak się okazuje, też pełne nudy. Odbiłem piłeczkę pytaniem o zawartość dziadówki, którą wiózł zawadiacko przewieszoną przez ramę roweru. Zaciekawiłem się, bo dojrzałem tam marchew, cebulę, karton mleka i - to chyba oczywiste - flaszki z piwem. O piwo nie dopytywałem, to nabytek oczywisty. Zafascynowało mnie, że ludzik ze wsi wiezie na swoją wiochę z miasta marchew i cebulę, do tego mleko. Ludzik objaśnił mi, że mu się nie opłaca siać marchwi i sadzić cebuli, o chowaniu krowy nawet nie ma mowy, bo to dopiero strata! Nie dyskutowałem, bo to nie miało sensu. Nie pytałem, czy nieopłacalny jegomość jest klientem opieki społecznej. Na pewno jest, bo skąd by brał na piwo i papierosy?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".