sobota, 17 sierpnia 2013

Trasa przetestowana

10 km w piątek, 10,5 w sobotę


Wczoraj relaksowy bieg, testowanie podwozia po czwartkowej klęsce. No i oczywiście cud-przemiana, śladu bólu, wszystko funkcjonowało jak za młodu. Trasę zrobiłem w odwrotnym kierunku: najpierw 5 km asfaltem, druga piątka leśnym duktem. I było super do samego końca.
No to w drogę...

Dziś z Michałem odpowiedzieliśmy na wezwanie prezesa, przebiegliśmy się trasą leśnego maratonu. Trasa fajna, bo zróżnicowana, jak to w lesie: trochę trawy, trochę szyszek, sporo piachu, nieco wystających korzeni (prezes przetestował jeden z nich - zarył), jest nawet ścieżka rowerowa - dar Fuhrera dla ludu zachodniopomorskiego. Przeważnie płasko, ale jest też troszeczkę górek, niekoniecznie wysokich, ale upierdliwych, które na czwartym okrążeniu urosną do wielkości Giewontu.
Oluś, ładne ujęcie!
Mafia Gapińskich na trasie
Krótko mówiąc, trasa jest ładna i sympatyczna, ale da popalić ludkom przyzwyczajonym do biegu po twardej nawierzchni. Wymaga trochę innej taktyki, niż bieg w mieście, innego rozłożenia sił. Kto się szarpnie na początku, nie pozbiera się pod koniec. To trasa, która wymaga dla siebie szacunku.
W treningu wzięła udział cała familia Gapińskich (Aneta, Darek, Ola, Olek i Artur), e-sołtys Albercik, Jacek Chmielewski, ja z Michałem i gość ze Szczecina, jeśli dobrze zapamiętałem imię - Łukasz. Wszyscy dotrwali. :)

Wszyscy jeszcze świeży i wypoczęci
Trzeci kilometr
4
1328 szyszek i 4 szt. biegaczy luzem
Góreczki niby niewielkie, ale męczące
Drużyna na ścieżce rowerowej wujka Adolka
Po biegu: wszyscy żywi i zadowoleni

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".