wtorek, 24 września 2013

Jutro prezentacja

10 km

Pod włos, najpierw park przemysłowy, potem lasem do końca ulicy Żeromskiego, a stamtąd na stadion. W parku natknąłem się na Krzyśka Pabisiaka. Pozdrówko, pytanko do mnie: to co, biegniesz w Kliniskach? Nie, nie biegnę, niestety?... Nie?? A to czemu? Wyjeżdżam, a swój maraton odhaczyłem w ostatnią sobotę - pochwaliłem się nieskromnie. Pełen? Pełen. A, to szacuneczek, ja robię połówkę - odrzekł Krzyś i odbiegł w swoją stronę.

Jutro o 13.30 w Kliniskach prezentacja. Medale, patery, koszulki, podobno nawet parę taktów hymnu maratońskiego puszczą. Może dadzą mi medal, w końcu wybiegany uczciwie, a na rozdawaniu tych dóbr w sobotę mnie nie będzie ;( A, przypomniałem sobie, że pora zapłacić za start w MPG. Nabiegał się człowiek za darmo, a przecież przyjemności kosztują. 
Mam problem z medialną obsługą maratonu. Wprawdzie Sylwuś Wasiak będzie uczestniczył, wprawdzie przyjadą Pablo ze sławnym Wiesławem-fotoreporterem, ale nie ma gwarancji, że tekst będzie jak należy, a zdjęcia przyzwoitej jakości. Jak mam sprawić, by Wiesław znalazł się tam, gdzie trzeba o właściwej porze (na przykład na górkach przy drodze chociwelskiej, gdy będzie nadbiegać pierwsza fala zawodników? To ujęcie byłoby cudowne, ale Wiesio przecież nie wie, gdzie te górki i jak zrobić odpowiednie zdjęcie). Co mam zrobić, żeby Pablo nie przyjechał do Klinisk za późno i bez kaca? Coś mi się zdaje, że namówię Sylwka, żeby zajął się tematem, niech napisze tzw. reportaż uczestniczący. 

Zbieram się powoli do wyjazdu. Najważniejsze jest dopilnowanie, by autko było na chodzie i dokładnie sprawdzone. Jutro rano odbieram je z warsztatu i mam nadzieję, że nie powtórzy się ubiegłoroczna awaria ani nic w podobnym stylu. Chcę spokojnie, bez kłopotów, dojechać do Congy i po parunastu dniach równie spokojnie stamtąd wrócić. W tym roku jedzie łącznie 17 osób, dla których będę matką i ojcem, kierownikiem, tłumaczem, w razie potrzeby nadzorcą i poganiaczem. Przed rokiem udało się przepracować dwa tygodnie bez większych zgrzytów, pomijając parę prostowań przy użyciu prostych, żołnierskich słów. To nie do uniknięcia, zawsze w drugiej połowie pobytu zaczynają się kwasy i konflikty o duperele. Moja rola, to wyczuć, co się święci i rozpędzić smród, póki jest niewielki. Mój plus, to doświadczenie, po prostu wiem, czego się spodziewać. 
W tym roku jestem wyjątkowo spokojny, nie czuję napięcia przed wyjazdem, które zazwyczaj mu towarzyszyło. Mam nadzieję, że nie będzie powodów do skoku ciśnienia ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".