sobota, 21 września 2013

Prolog

Pierwsze koło Anetki i Albercika
42,2 km

Punktualnie o godzinie 8.00 Anetka z Albercikiem ruszyli w plener. Warunki do biegania idealne: kilka stopni, nic nie pada, nie wieje, trochę mgły dodaje biegowi tajemniczości. Owa mgła mogłaby sprawić, że nieznający trasy maratończycy dotarliby w okolice Stargardu, ale dwoje ludzi na "A" za dobrze zna własne włości, by się pogubić. 
My z Darkiem ruszamy w las około 12.30. Zakładam, że przeżyję. Jeśli nie, to będę pierwszym, którego prezes wrzuci do dołu z wapnem, który podobno ma przygotowany gdzieś tam w lesie.

To jeszcze przed biegiem
A to ostatnie metry
Piszę, więc żyję. Żyją zresztą wszyscy uczestnicy dzisiejszego biegu: Anetka, Ola Gapińska, Albercik, Darek i ja. Ola machnęła półmaraton, reszta pełen dystans. 
Jak wiadomo, kółek trzeba zrobić cztery. Pierwsze to żaden problem, biegło się prawie relaksowo, rozmawialiśmy sobie z prezesem o tym i owym, nawet trochę hamowaliśmy tempo, żeby nadto się nie rozbujać na początku. Po dyszce krótka przerwa na picie i przekąszenie słodkiego. Drugie kółko było już zdecydowanie cięższe, tak w połowie odeszła nam ochota do rozmowy i biegliśmy w ciszy. Kilka minut przerwy w pobliżu nadleśnictwa, parę ćwiczeń rozciągających, picie, jedzenie - i na trasę. Na trzecim okrążeniu poczuliśmy zmęczenie, do wodopoju w połowie koła dotarliśmy mocno zmęczeni, ale po chwili odpoczynku bez kłopotu byliśmy w stanie kontynuować bieg. Po trzecim kółku w bazie przy nadleśnictwie zbierali się już chętni do sobotniego treningu, zmarudziliśmy parę minut, jakieś zdjęcia, jakieś pogaduszki. W końcu - na trasę, na ostatnie koło. Przez pierwszą połowę dokuczały obtłuczone już solidnie stawy skokowe i kolanowe, druga połowa była zaś pod znakiem opadania z sił. Ciekawostka: najlżejszy był kilometrowy odcinek betonowej opaski drogowej, gdzie biegło się zdecydowanie szybciej, nogi wręcz odpoczywały, bo stopy nie zapadały się w miękkim podłożu.
Parę odcinków pokonaliśmy marszem, ale ostatnie 2 kilometry całkiem
Dzisiejsza ekipa po biegu (bez sołtysa)
żwawym biegiem. Na metę dotarliśmy mocno skatowani, choć do śmierci z wyczerpania jeszcze było daleko. Wynik daleki od rewelacji - 4:54:40, ale sporo czasu zmarudziliśmy na trzech przerwach przy nadleśnictwie, będzie tego w sumie dobre pół godziny. Nie o czas też chodziło, ale o przebiegnięcie leśnego maratonu w zdrowiu i całości, bez wypieprzenia się na jakimś korzeniu czy dziurze. I to się udało.


Z gwina najlepiej smakuje
Każdy z nas ma teraz wiedzę, którą reszta uczestników MPG posiądzie za tydzień. Nikt nam nie musi mówić, czy przebiec maraton w lesie jest łatwo, czy trudno; bieganie po lesie jest łatwiejsze, czy trudniejsze, niż bieg po asfalcie. Każdy z nas wie teraz swoje.
Ola po finiszu
Generalna opinia jest zgodna: maraton w lesie jest o wiele bardziej wyczerpujący, niż bieg miejski. Po lesie fajnie się biega, jeśli to jest 5-10 km. Czterdziesty kilometr po leśnych duktach to jest rzeźnia i na przykład ja jestem szczęśliwy, że uroczą trasę MPG zobaczę dopiero za rok. Prezes, gdzieś na 41 kilometrze, zarzekł się, że długo do lasu nie wbiegnie, wraca na asfalt. Szczególnie dostają po zaworach ścięgna Achillesa, bo podnosząc stopę zagłębioną w miękkim podłożu, są zdecydowanie mocniej obciążane, niż w czasie biegu po twardej
To jest entuzjazm!
nawierzchni. Nierówności podłoża dają się we znaki stawom i więzadłom, ryzyko kontuzji jest zdecydowanie większe, niż w mieście. Krótko mówiąc, życie mocno weryfikuje bajki o tym, jakie zdrowe dla układu ruchu jest bieganie po lesie. G..wno prawda.

No nic, koniec narzekania. Jesteśmy szczęśliwi, że swój maraton mamy zrobiony, wszystkim pozostałym życzymy szczęścia za tydzień :)

Ciekawa rzecz: lewe kolano, o które tak się obawiałem, nie sprawiało najmniejszych problemów. Może to w części zasługa Movalisu i leków przeciwbólowych, które wziąłem osłonowo z rana, plus dwie tabletki Ibupromu po trzecim kółku (pobolewały achillesy). Natomiast na problemy z kolanami narzekali inni, m.in. prezes i Ola. I bądź tu, człowieku, mądry...

A&A przed startem
e-sołtys na trasie
Tego było dziś od cholery
Właśnie przekroczyliśmy "bramę raju"
Anetka na finiszu
Ekipa treningowa


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".