Pierwsze koło Anetki i Albercika |
Punktualnie o godzinie 8.00 Anetka z Albercikiem ruszyli w plener. Warunki do biegania idealne: kilka stopni, nic nie pada, nie wieje, trochę mgły dodaje biegowi tajemniczości. Owa mgła mogłaby sprawić, że nieznający trasy maratończycy dotarliby w okolice Stargardu, ale dwoje ludzi na "A" za dobrze zna własne włości, by się pogubić.
My z Darkiem ruszamy w las około 12.30. Zakładam, że przeżyję. Jeśli nie, to będę pierwszym, którego prezes wrzuci do dołu z wapnem, który podobno ma przygotowany gdzieś tam w lesie.
To jeszcze przed biegiem |
A to ostatnie metry |
Jak wiadomo, kółek trzeba zrobić cztery. Pierwsze to żaden problem, biegło się prawie relaksowo, rozmawialiśmy sobie z prezesem o tym i owym, nawet trochę hamowaliśmy tempo, żeby nadto się nie rozbujać na początku. Po dyszce krótka przerwa na picie i przekąszenie słodkiego. Drugie kółko było już zdecydowanie cięższe, tak w połowie odeszła nam ochota do rozmowy i biegliśmy w ciszy. Kilka minut przerwy w pobliżu nadleśnictwa, parę ćwiczeń rozciągających, picie, jedzenie - i na trasę. Na trzecim okrążeniu poczuliśmy zmęczenie, do wodopoju w połowie koła dotarliśmy mocno zmęczeni, ale po chwili odpoczynku bez kłopotu byliśmy w stanie kontynuować bieg. Po trzecim kółku w bazie przy nadleśnictwie zbierali się już chętni do sobotniego treningu, zmarudziliśmy parę minut, jakieś zdjęcia, jakieś pogaduszki. W końcu - na trasę, na ostatnie koło. Przez pierwszą połowę dokuczały obtłuczone już solidnie stawy skokowe i kolanowe, druga połowa była zaś pod znakiem opadania z sił. Ciekawostka: najlżejszy był kilometrowy odcinek betonowej opaski drogowej, gdzie biegło się zdecydowanie szybciej, nogi wręcz odpoczywały, bo stopy nie zapadały się w miękkim podłożu.
Parę odcinków pokonaliśmy marszem, ale ostatnie 2 kilometry całkiem
Dzisiejsza ekipa po biegu (bez sołtysa) |
Z gwina najlepiej smakuje |
Ola po finiszu |
To jest entuzjazm! |
No nic, koniec narzekania. Jesteśmy szczęśliwi, że swój maraton mamy zrobiony, wszystkim pozostałym życzymy szczęścia za tydzień :)
Ciekawa rzecz: lewe kolano, o które tak się obawiałem, nie sprawiało najmniejszych problemów. Może to w części zasługa Movalisu i leków przeciwbólowych, które wziąłem osłonowo z rana, plus dwie tabletki Ibupromu po trzecim kółku (pobolewały achillesy). Natomiast na problemy z kolanami narzekali inni, m.in. prezes i Ola. I bądź tu, człowieku, mądry...
A&A przed startem |
e-sołtys na trasie |
Tego było dziś od cholery |
Właśnie przekroczyliśmy "bramę raju" |
Anetka na finiszu |
Ekipa treningowa |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".