poniedziałek, 2 września 2013

Wracamy na szlak

7 km

Było parę poważnych powodów, by dziś machnąć ręką na bieganie. Kolano jeszcze czuję, pogoda rozgrzeszająca z automatu, trochę roboty do podgonienia. Ale ja dobrze się znam i wiem, że to się tak niewinnie zaczyna, a potem tych powodów do odłożenia treningu lawinowo przybywa. Dlatego nie wymiękłem, o siódmej wdziałem stosowny strój - i w bój. Delikatnie, żeby głupim, nieostrożnym ruchem nie uszkodzić gojącego się kolana. Przebiegłem się do końca Żeromskiego, za przejazdem skręt w prawo, po kilometrze skręt w kierunku "jeziorka", do drogi lubczyńskiej, trucht do wiaduktu, a w końcu kierunek - dom. Aż miło teraz zasiąść do kolacyjki, która właśnie wjeżdża na stół (omlet hiszpański). 

Omlet czekać nie lubi, dlatego do bloga wróci się później :) 

Omlet zaliczony, wracamy więc do pisania. Jakby kogo interesowało, co to jest omlet hiszpański, to informuję, że to jest to samo, czym żywiła mnie moja babcia Ania 30 lat temu, minus świeże chili i minus kiełbasa choriso. Cała reszta to dobrze mi znane podsmażane ziemniaczki z zieleniną i sporą ilością pieprzu, zalane rozmieszanymi kilkunastoma jajkami i zapiekane w piecu chlebowym w żeliwnej patelni. Pewnie babci Ani by nie wzruszyło, że serwuje omlet hiszpański, babcia była mało wrażliwa na hipsterskie pierdoły. Ale gotowała przednie, choć prosto do bólu. Kto wie, w czym kryje się doskonałość smaku, potwierdzi: w prostocie. I tak właśnie wspominam to, co stawiała mi na stół babcia.
A propos jedzenia: jest koncepcja na obchody zakończenia sezonu biegowego. W okolicach 11 listopada będzie organizowana orgia gastronomiczna pt. choucroute. Ci, co już w takim wydarzeniu uczestniczyli, wiedzą, w czym rzecz. Nieznający tematu proszeni są w zaopatrzenie się w sporą dawkę środków ułatwiających trawienie (uwaga: trawienie ułatwia też zmrożona do postaci oleju wódeczka...) i tym samym przeżycie. Francuzi wiedzą, czym Polaka można zachwycić. Tak naprawdę, są to pokrewne dusze.
Wyjaśniam niezorientowanym: to jednogarnkowa (a więc doskonała z natury) potrawa, której bazą jest dobra kiszona kapusta, w której pyrkoczą sobie różne goloneczki, żeberka wędzone, boczuś, karkóweczka pokrojona w grube plastry, frankfurterki, paróweczki, ziemniaczki, cebulka, a dla koloru nawet marchewka. Siedzi się i czeka, aż toto dojdzie, w międzyczasie można się utopić w napływającej do ust ślinie. Chyba, że się przekąsza tzw. czekadełkiem i płucze zęby płynami różnymi.
Organizacja choucroute nie wyklucza oczywiście organizacji innych imprez, pokrewnych czy wręcz konkurencyjnych. W okoliczności nadchodzącej zimy nie ma co się obawiać, że człek co nieco przybierze, a o taką konkurencję nikt zazdrosny nie będzie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".