niedziela, 27 października 2013

Nocna ściema

Noc wykreślona z życiorysu, pięć godzin stałem na bieżni stadionu w Koszalinie, kibicowałem i fotografowałem. Warto było, bo po raz pierwszy oglądałem bieg maratoński oczami kibica. Wygląda to inaczej, niż z trasy.
Ekipa bez Mariuszka

Wyjazd o 22, koło północy dotarliśmy do Koszalina, pół godziny błąkania się w poszukiwaniu hali sportowej (wcięło!), w końcu podjechaliśmy pod stadion i tam rzuciliśmy kotwicę. Pakiety startowe odebrane, był czas jeszcze pokręcić się, poszukać znajomych i zrobić fotki przed startem. Bieg się jeszcze nie zaczął, a ja już nie żałowałem, że nie ma mnie na liście. Same pagórki - wiadomo, o co chodzi.
Na starcie Aneta, Darek, Rafał Gapiński (brat Darka), Rafał Figiel - to Kliniska. Tomek Garbień i Mariusz Kopcewicz - debiut maratoński! - reprezentowali Goleniów. Reprezentacja godna i elitarna ;)
Start w pogodnej atmosferze, nawet w dosłownym znaczeniu: pogoda była piękna - bezwietrznie, 12 stopni, bezdeszczowo. Humory dopisywały, uśmiechy, żarty i takie tam. Jak to zawsze na kilometrze "zero".
Zaraz po starcie wyszedłem ze stadionu spróbować, jak wyjdą fotki w świetle lamp sodowych na ulicach. Fotki wyszły do dupy, żółte i rozmyte, bo światło też do dupy. Zanim jednak wróciłem na stadion, wsłuchałem się w odgłosy zdyszanej biegającej braci. I już wiedziałem, że brać lekko nie ma. Okazało się mianowicie, że Koszalin leży w górach - nie wszyscy to wiedzieli.
Rafał - jedno kółko do mety
Trasa miała ok. 5 km, każde kółko kończyło się zawitaniem na stadion i przebiegnięciem linii mety. Po każdym okrążeniu było widać, jak spory to jest wysiłek. Z kółka na kółko, coraz więcej ludzi nie krępowało się, przestawało biec i robiło sobie krótką (coraz dłuższą) przerwę na odpoczynek w marszu. 
Nasi byli dzielni. Mariusz w świetnej kondycji, niespecjalnie było po nim widać zmęczenie. Potem mówił, że kryzys miał około 30 km, przeżył, siły wróciły i pod koniec biegło mu się świetnie, co też było widać po czasie. Aneta z Darkiem, starzy wyjadacze, 21,1 km przebiegli jak zawsze wspólnie, potem Darek nie spuścił z tonu, choć było widać, że mocno kuleje, czyli znów odezwało mu się kolano. Rafał G. z kolei jak szalona lokomotywa, zasapany i zadyszany, ale niezawodnie zmierzał do mety. 
Rafałek Figielek dokazywał jak opętany. A to zgubił czipa, a to gdzieś tam przysiadł na krawężniku i zadumał się nad istotą Wszechświata, potem znów włączył sobie dopalacz i biegał z Darkiem.  Tomek z kolei udawał, że czas i zegary nie istnieją, powoli i z godnością zaliczał kółko za kółkiem; kiedy my wyjeżdżaliśmy z Koszalina, on miał chyba przed sobą jeszcze jedno okrążenie.

Na mecie bohaterów już jednak nie było. Rafałek G. przyznał, że trasa w Koszalinie to jest rzeźnia i omal go nie zabiła. Na mecie się ucieszył, bo wręczono mu koszulkę, jaka przysługiwała maratończykom (R. biegł połówkę). Radość była krótka, bo po chwili pani przyszła i zabrała mu koszulkę, odebrano mu też czipa. 
-Zmykaj stąd, bo zaraz ci zabiorą jeszcze wodę i słuchawki -poradziłem życzliwie Rafałkowi; może nie uwierzył, ale posłuchał. Po chwili go nie było.

 Anetka skończyła półmaraton, wydawało się, że bez wysiłku. Już po paru minutach mówi
Anetka kończy
jednak, że jest jej zimno i zaczyna nią telepać.

-Bierz mój polar - mówię. -Ja wytrzymam w samym goreteksie.
-Nie, jakoś dam radę... -Anetka się wymawia.
-Bierz, jest gruby, cieplutki... -kuszę.
-Dawaj!
W moim polarze, swojej czapce, kominiarce i rękawicach siedziała na stadionie już do końca.
Super Mario - młody bóg!

Mario bieg skończył omalże wypoczęty, bardzo zadowolony (słusznie). Już po chwili widzę jednak znajome objawy: członki mu sztywnieją, proste kwestie jakby z trudem do chłopa docierały, wzrok robi mu się błędny, jedyne o czym gada, to zupa pomidorowa i gdzie ją dają. Po chwili wraca z kubełkiem zupy, siada na schodkach i tuli tę pomidorówkę jak dziecię ukochane. Drżącą ręką zaczyna jeść, widać, że zupka pojawiła się w najbardziej odpowiednim momencie jego życia. Rzecz można, nad ranem 27 października roku 2013 kubełek zupy pomidorowej stał się sensem i celem życia Mariuszka K. 

Sławny zawodnik 951
Były też widoczki interesujące. Pewne ładne dziewczę swój bieg półmaratoński zakończyło efektową gwiazdą na samej mecie. Gdybym wiedział, co planuje, miałbym World Press Photo 2013. 
Był też gość z nr 951, ewidentnie niepełnosprawny umysłowo, za to wielce sympatyczny jajcarz. Po pierwszym kółku był przekonany, że to już koniec biegu. Dał się przekonać, że jednak nie i ruszył dalej, ale skończyło się na okrążeniu stadionu i po chwili znów przebiegał metę. Spodobało mu się, dał sobie spokój nawet z okrążaniem stadionu. Co chwilę przebiegał przez metę, witany owacjami publiczności i wściekłymi spojrzeniami panów w kamizelkach. Nie przejmował się, skończył, jak mu się znudziło. Ale nr 951 na pewno pobił wszelkie możliwe rekordy :) 

Nie czekamy na Tomka, na szczęście przyjechał własnym samochodem. Z Koszalina wyjeżdżamy już za dnia, żegnamy Tomka mijając go na ulicy. Po drodze wpadamy do Karlina na stację benzynową, Darek wraca z naręczem piwka. Nie mam ochoty, marzę już tylko o tym, żeby wyciągnąć się i zdrzemnąć.
W domu przed snem przeglądam jeszcze zdjątka. Wszystkie zrobione bez lampy, wyglądają nieźle. Canon 5D w połączeniu z reporterską "elką" 2.8 70-200 to jednak siła! :)
Znajomy z Maratonu PG w Kliniskach

Ludzi było z tysiąc. Może więcej



Tomek miał czas nawet na sortowanie odpadów


Anetka już ogrzana, tu z Olą (kierowca, opieka, dobry duch)

Mario i jego zupa...

Do mety zbliża się prezes


Najlepsza nagroda!

Tego człowieka nic nie zniszczy...
I znów Mariusz z zupką

4 komentarze:

  1. Oj działo się, działo na tej koszalińskiej ziemi.
    Mariuszowi gratuluję debiutu a reszcie załogi oczywiście również składam ogromne gratulacje! Nasza Ola jak zawsze spisała się na medal - najlepsza ekipa techniczna na świecie! Czarek - zdjęcia są świetne, tekst jak zawsze też :-)
    Pozdrawiam
    Aneta Gapińska

    OdpowiedzUsuń
  2. Spałem do obiadu, ale nie żałuję zarwanej nocy. Faktycznie, było super!

    OdpowiedzUsuń
  3. Tę koszulkę, to zabrałam ja i jest mi z tego powodu bardzo przykro ;-((
    Wolontariuszka

    OdpowiedzUsuń
  4. Spokojnie, Rafałkowi łzy otarto, ukojono chłopa, jest dobrze :) pzdr, za rok wybiorę się pobiegać po górach w Koszalinie

    OdpowiedzUsuń

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".