środa, 30 października 2013

Początek weekendu

7,5 km

Dziś ciut mniej, nie chciało mi się biec w ciemnościach ulicą Szkolną, są prostsze metody na zdeformowanie sobie oblicza. Dziś wystarczyła runda ze stadionu do Helenowa i powrót przez centrum miasta. Czułem się nieco ociężały, ale to minęło po kilometrze. Bez szarpania się, bez zrywów. Relaks. Nie spotkałem pani redaktor. Może już nie biega, może nie jej pora. 

Rano porozmawiałem z panem wice Banachem. Jak zapowiadałem wczoraj, uprzedziłem go, że wpadnę na kolację w Duecie, pan Tomek nie widzi żadnych przeszkód. No to na przykładzie imprezy sprzed pięciu lat mu naświetliłem, jakie przeszkody (limit kotletów) może dostrzec Ojciec D. Zrobił wielkie oczy, uśmiał się, obiecał, że żadnych podobnych numerów nie będzie. A ja taki pewny nie jestem, Ojciec umie zaskoczyć ;)
Zadzwonił Piotrek, spytałem go przy okazji, czy może jego Ojciec D. zaprosił na milową kolację w Duecie. Nie zaprosił. Czuję, że to będzie fenomenalna impreza. Ciekaw jestem klucza, według którego dobierano gości, kto tam będzie najważniejszy (no, kto? :)  ), jaki będzie scenariusz, komu i kto będzie dziękował. Przewiduję, że będzie to ciekawszy temat do opisania niż sama Mila. Zacieram ręce, czekam niecierpliwie.

Zaraz po Mili będą wycinane drzewa na stadionie, by zrobić miejsce pod szerszą bieżnię. Niech to zrobią szybko, póki nie przywiązał się tam jakiś szurnięty obrońca środowiska...

Zapłaciłem za Kraków, nie odpuszczę biegu, który będzie się zaczynał i kończył na Rynku. 63 zł to całkiem przytomna cena, od jutra skacze o dychę. Tak sobie myślę, że warto zacząć omijać biegi, które wyceniane są na poziomie nieprzytomnym. Za Poznań może i warto zapłacić stówę, ale 200 zł w ostatnim dniu zapisów to cena pogięta. Oczywiście, czym innym są biegi zagraniczne; za maraton we Francji warto zapłacić sporo, bo prawdziwa atrakcja to pobyt tam, możliwość pogadania po francusku, wtopienia się w lokalny klimat. Wtapianie się w klimat poznański to - sorry - rzecz niewarta pierdnięcia.

Gazeta zrobiona, jutro prawie nic do roboty. W zasadzie, ogłaszam początek długiego weekendu!

1 komentarz:

  1. Ojciec Dyrektor znany jest z surowych planów oszczędnościowych pt" podcieranie żopy szkłem".
    Ten kto się spóźnia na przystań z regat też nie dostanie kaszanki i kiełbaski , wszystko wyliczone skrupulatnie. Tak też wiatry w żagle plus wiosła i dzida po kaszankę, kto pierwszy ten lepszy.
    Ciekawe czy na Mili goleniowskiej zdyszany Ojciec będzie wybiegał na ulicę i wlókł do mety za rękawy dzieci. Niepowtarzalne zjawisko.

    OdpowiedzUsuń

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".