Kto nie był na dzisiejszej sesji, nie wie, co to kosmos. Łukasiak z Kostrzebą wspięli się dziś na Himalaje samouwielbienia. Poobwieszali się medalami jak jakieś kacyki z Konga, nawzajem sobie wleźli w d...y. Takiej baśni, jaką oba panowie dziś stworzyli, nikt przytomny nie byłby w stanie wymyślić.
Ale do rzeczy: była dziś sesja Rady Miejskiej. Na sesję sproszono sporo osób, w tym te, które lata temu tworzyły Milę Goleniowską i mogły się dziś spodziewać jakiegoś przejawu pamięci. Mogło to być normalne przypomnienie, że na przykład jakiś Janusz Zając ową Milę wymyślił, a na przykład Piotr Walkowiak przez 11 lat ją organizował. Można też było przypomnieć parę innych osób, czemu nie. A jak to wyglądało?
Kto nie był, nie uwierzy. Kto był, do tej pory nie jest w stanie uwierzyć, że cyrk zafundowany
Zaraz se przyczepie i bede miał... |
Otóż, obaj panowie pozałatwiali sobie medaliki: Łukasiak załatwił sobie i Kostrzebie Srebrne Odznaki za Zasługi dla Sportu, a Kostrzeba dla siebie i Łukasiaka zorganizował Złote Odznaki Honorowe( to chyba jakieś jaja z tym honorem...) PZLA.
Istota cyrku polega na tym, że owe medaliki i znaczki musiał wręczać obu "zasłużonym" burmistrz Robert Krupowicz w towarzystwie posłanki Magdaleny Kochan i przewodniczącego Cześka Majdaka. Czesiek wiele z tego nie kumał, Magda opowiadała gładkie słówka o jakichś drożdżach. Ale tak wk...ionego Roberta to ja jeszcze nigdy w życiu nie widziałem. To facet, który umie ukrywać emocje. Ale tym razem w rozmowie ze mną, Walkowiakiem i Nowotnym nawet nie próbował tych emocji
Publiczność wzruszona widokiem samouwielbiającego się Łukasiaka |
Dosięgła mnie czyjaś klątwa. Zapalenie oskrzeli i krtani, głos mam jak po tygodniu picia denaturatu, wykasłuję z siebie jakieś kluchy, coś paskudnego. Wczorajsze bieganie nie pogorszyło samopoczucia, natomiast - zgodnie z oczekiwaniami - przyspieszyło rozwój wypadków. Dlatego dziś w ramach kontynuacji tej nieco awangardowej kuracji wybrałem się na delikatną przebieżkę do lasu. Miało być krótko, ze 3-4 km, ale pomyślałem sobie, że to w sumie dość spacerowe tempo nie wyklucza nieco dłuższej trasy. Skończyło się na 8 km. W lesie nie natknąłem się na nikogo, z wyjątkiem jednej pani z kijkami, na bieżni dwóch młodych. Reszta najwidoczniej relaksuje się przed jutrzejszym startem.
Rozmawialiśmy wczoraj z Anetką i Darkiem o biegu na 10 km w ramach jutrzejszej fety. Przed rokiem pobiegło prawie 600 osób, w tym roku pobiegnie między 850 a 900 uczestników. Tłok na trasie był już przed rokiem, teraz przyrost o 1/3, a nawet o połowę. Ciekawe, jak to się odbije na wynikach, czy nie będą tworzyć się zatory, no i czy organizatorom uda się cały bieg ogarnąć? To już naprawdę spora impreza.
Czosnek,czosnek i czosnek Panie Czarku, pod wędzony boczek z chlebkiem i na drugi dzień wydali Pan z siebie obcego w postaci dużej kluchy.
OdpowiedzUsuńA tak poważnie to jakieś 3-4 ząbki polskiego. Alkoholu nie polecam osłabia organizm, tym bardziej denaturatu.
JA PIERDOLE !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńPubliczna masturbacja? Tego jeszcze nie było. Druga odsłona pewnie w programie mam talent.
OdpowiedzUsuńNie ma ludzi niezastąpionych. Kopa i koniec cyrku. Medaliki niech sobie zabiorą.
OdpowiedzUsuńKiedy w końcu zrobią porządek w biegu maluchów? Kolejny rok z rzędu więcej jest rodziców niż dzieci. Sam widziałem jak stratowano jednego maluszka. Jakaś masakra
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Mariusz Gess
Kiedyś widziałem jak ojciec dyrektor osobiście wlókł maluchy do mety za rękawy. To było żałosne, nie ważny dzieciak, ważne by go przerzucić za metę.
OdpowiedzUsuńDla ojca nie liczy się człowiek liczy się wynik. A jego medale są tego odzwierciedleniem, nie ważne jaki jest ojciec , ważne jaki medal ma na piersi. Można, można. A porządku nie będzie dopóki ojciec radośnie pieje niczym kogut na kupie obornika.