poniedziałek, 25 listopada 2013

Przeszło

10 km

Chyba przeszło. Dziś i siły, i wytrzymałość, i ochota do biegu były w odpowiednim zestawie i o właściwej porze. Pogoda była ładna, chciałem lekkim popołudniem zaliczyć las, ale przypomniałem sobie, że dziś 25, a więc stosowny urząd powinien dostać ode mnie deklaracje VAT, a ja nie od wszystkich klientów odebrałem kwity. Więc zamiast leśnego pleneru była kolęda po faktury. Kiedy się wyrobiłem, było już ciemno pod każdym względem (i w ogóle, i na bieżni). Jedyne rozwiązanie - runda wokół miasta. I była to runda z przyjemnością, bo absolutnie nic nie przeszkadzało i nie utrudniało.
Po drodze miła niespodzianka: świecą się wreszcie światła na Dworcowej, nieczynne od lata. Wystarczył jeden telefon do pani od oświetlenia w UGiM - i załatwione. Kiedyś trzeba będzie pomęczyć urząd o oświetlenie ulicy Spacerowej, na odcinku od mostku do zjazdu w kierunku Helenowa. Dziś o mało nie potrącił mnie samochód, nieopatrznie znalazłem się z metr od brzegu jezdni, nie widziałem w ciemnościach. Uskoczyłem w porę. Fakt, trudno było mnie dostrzec, bo moje ciuchy biegowe są idealnie czarne, a żadnej błyszczącej galanterii nie noszę. 

Jakoś nie widzę, żeby do Konina pchał się ktoś z tych, co to rok temu zapowiadali swój przyjazd na kolejny "Bieg o Lampkę Górniczą". I błąd, bo bieg zapowiada się bardziej okazale, zawodników będzie około 400, ładne medale, sporo nagród do rozlosowania wśród ludu. Nie szkodzi, pobiegniemy sobie z młodym relaksowo, ale żeby mógł zrobić kolejną "życiówkę" na dychę. Nie ma się co zrywać, tydzień później wariactwo w Toruniu, w czerwonych koszulkach i takich też czapkach. 

Trzeba zarejestrować fakt: wieczorem z nieba poleciały pierwsze płatki śniegu. To jeszcze nie zima, ale już niedługo... Jutro dzwonię do Baryczy, czas zmienić kapcie, nie będę na letnich leciał do Konina i Torunia. W 1993, jakoś w połowie listopada, świeżo kupionym polonezem pojechałem do Konina po Olę i dzieciaki. W tamtą stronę było OK. Kiedy wyjeżdżaliśmy do domu, zrobiło się zimno, ale jechało się świetnie. Tylko do Piły, bo tam wrypałem się w potworną śnieżycę, momentalnie zawaliło drogę, warunki były straszne. Najgorzej było od Kalisza Pomorskiego, bo nie jechało już kompletnie nic, ja przecierałem drogę, aż do Stargardu jechałem "dwójką", z duszą na ramieniu, wioząc m.in. pięciomiesięcznego Michała i niewiele większą Anię. Aż trudno uwierzyć, cała podróż odbyła się szczęśliwie, nawet mnie nie zarzuciło. W poślizg wpadłem dopiero w Goleniowie, na 200 metrów przed garażem. Od tamtego czasu zmieniam opony na zimowe.  

Jutro mam artykuł na pierwszej stronie Kuriera. Temat atrakcyjny: młody towarzysz z SLD na oczach innych towarzyszy i towarzyszek sprał jeszcze inną towarzyszkę, która wcześniej była jego towarzyszką życiową. No i zrobił się dym, bo skatowane dziewczę poszło do prokuratora, a potem do gazety. Ubaw mam z tego, że jeszcze w sobotę towarzysz Napieralski z towarzyszem Wieczorkiem straszyli ob. Krupowicza plutonem egzekucyjnym za modlitwę w intencji gminy. Dziś nie słychać, by ci sami chcieli rozstrzelać żula z Nowogardu.  W końcu przecież towarzysz...

4 komentarze:

  1. heh ja opony zmieniam jutro ale już dzisiaj OPR od żony zebrałem, że ten śnieg to przecież moja wina, że ja niby specjalnie ;)
    jak będziesz załatwiał oświetlenie na Spacerowej załatw przy okazji na Paproci :)
    pozdrawiam
    M.G.

    OdpowiedzUsuń
  2. A po co komu światło na Paproci, skoro nie zamierzam tam biegać?
    Nie wystarczy, że raz w roku świeci tam kwiat paproci? :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czarku, żeby co miesiąc nie latać za fakturami przerzuć się na rozliczenie kwartalne :) 4 deklaracje w roku i ile więcej spokoju :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kwiat paproci to jest latem,a teraz to ja ze swoim muszę biegać tzn. z latarką. Ale spoko radzę sobie, przynajmniej gwiazdy widać, nie to co u Was w centrum :p

    OdpowiedzUsuń

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".