Nie skorzystałem wczoraj z propozycji udziału w świątecznym biegu Hanzy na Górę Lotnika. 9 rano to było dla mnie za wcześnie, w dodatku pogoda średniej jakości, dość mocno kapało z nieba. Odpuściłem. Odpuszczę też dziś ogłoszoną propozycję, mianowicie noworocznego biegu w to samo miejsce w Nowy Rok o godz. 12. Dokładnie w tym samym czasie będzie się zaczynał bieg noworoczny w Kliniskach, już dawno ogłoszony i przyklepany. Jest parę argumentów za Kliniskami (klubowe związki PMT, tradycja, no i katering co kilometr, a nie dopiero na koniec, na Górze Lotnika). Decyzja jasna i oczywista, ale pomysłowi chłopaków z Hanzy, nawet jeśli jest klonem biegu w Kliniskach, należy się wsparcie i życzliwe słowo. Zawsze to jakaś propozycja.
Wczoraj lekko skrócona trasa, stadion-Helenów-stadion. Bez czołówki, i to był błąd, bo egipskie ciemności już od wiaduktu, a wydawało mi się, że w każdym przejeżdżającym samochodzie siedzi nawalony kierowca. Przezornie, wszystkim schodziłem z drogi w trosce o życie i zdrowie. Ja nie z tych, co to mają nieograniczone i nieuzasadnione zaufanie do ludzi.
Dziś runda leśna, jeszcze za dnia (a dzień, wreszcie, coraz dłuższy). Góra Lotnika z przyległościami w tempie relaksowym, bo wtedy najlepiej się z człowieka wytapia nadmiar dobra zgromadzonego w święta. Gdzieś tam wyczytałem, że podobno przeciętny Polak siedzący przy stole przybiera w święta około 3 kg. Ciekawe, jak to zostało stwierdzone... Na pewno jednak parę dni lenistwa i dobrej kuchni sprzyja obrośnięciu w tłuste. Ważyłem się, ja średniej nie zawyżę, moja waga stoi zdecydowanie. Nie spadło (szkoda!), ale i nie przybyło (super!).
Od strony gastronomicznej nasze święta były dużym wydarzeniem, na które złożyła się solidna praca Oli, Ani i Michała, którzy do spółki zapełnili stół pysznościami. Ja, jak zwykle,
Chwila przerwy między obiadkiem a podwieczorkiem |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".