Wczoraj odpuściłem, do obiadu dzień był jakiś nieposkładany, normalnie - nie chciało się. Dziś za to już przed południem skorzystałem z wyjątkowo przyjaznych warunków, odwiedziłem las, pogoniłem parę saren, dwa jelenie, zajrzałem na Górę Lotnika, na której nie byłem już dość długo. Warunki naprawdę przesympatyczne: parę stopni ciepła, bezwietrznie, bardzo duża wilgotność, lekka mżawka, która na cerę robi przecież doskonale. Zatrzymanie się na chwilę nie groziło przechłodzeniem i załapaniem się na jakiś katar czy inne przeziębienie. Po prostu, nie chciało się wracać. Inna rzecz, że też niewielu ludkom chciało się wyjść z domu i skorzystać z tych kapitalnych warunków. Na stadionie jedna dziewczyna, w lesie dwóch jegomości, sądząc po strojach i sylwetkach - początkujących. Za torami tylko ja, sarny i jelenie. Ciekawe, że nie widać na ścieżkach tropów dzików, nie ma też śladów rycia w pobliżu miasta. Od paru dni w Goleniowie szczeciński łowczy wyłapuje owo towarzystwo i odwozi do jakiegoś azylu koło Koszalina (złośliwi mówią, że do masarni szwagra). Może dziki zwąchały ryzyko wałęsania się po ogródkach i opłotkach, na czas jakiś się wyniosły w plener oddalony od ludzi. Wrócą.
Najpierw prezesy opanowały Zakątek |
"Mariusz jest spoko!" - oznajmił prezes |
Potem prezes przemawiał przez 2 godz i 18 minut |
Lud grzecznie słuchał przemowy, klaskał obficie |
Żeby były siły do klaskania, lud został nakarmiony. Pizzę przyjęto oklaskami |
Rozmowy nie były zabronione |
E-sołtys się rozochocił, tłumaczył Michałowi, jak trzymać gitarę basową |
Leszek chyba nie bardzo wierzy, że gitarę trzyma się właśnie tak... |
...na co e-sołtys się rozpłynął jak duch... |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".