czwartek, 5 grudnia 2013

Orkan nadciąga

10 km

Od rana czytam i słucham o armagedonie, jaki lada moment, już za chwilę, w nas pier...lnie. Telewizji nie oglądam, ale jak się znam, w TVN24 już od rana leci bezpośrednia relacja z przyszłej megakatastrofy, a podniecone panienki tłumaczą nam, jak zginiemy: niechybnie i w mękach. Może nawet zaproszono posła Niesiołowskiego, który problem zdiagnozuje i objaśni rolę PiS w tym spisku. Bo, proszę państwa, jakiś, za przeproszeniem, orkan, ma nas zmieść z powierzchni ziemi. Jeszcze dziś, a najpóźniej w nocy.
Pajace, którzy tworzą te informacyjne horrory pewnie nie wiedzą, że orkan to jest w tropikach, a u nas 'normalny' huragan. Wieje tak samo, tylko w tropikach wiatr jest ciepły, a u nas niekoniecznie. Ale ORKAN brzmi straszliwie, no i do tego mądrze. Zajrzałem na portal Wyborczej, bo spodziewałem się, że ów "orkan" zostanie tam powiązany z prześladowaniami starszych braci w wierze albo miłośników innych stylów kochania się, wszystko jedno z kim. O dziwo - nie. Nawet nie było próby obciążenia winą Kaczyńskiego za wywołanie orkanu i jego przyszłe skutki. Za to Wyborcza odsyła mnie do kamery internetowej, żebym popatrzył, jak huragan (sorry - orkan) demoluje Hamburg. Zainteresowałem się, w Hamburgu fajnie mi się biegało. Patrzę i widzę, że woda w jeziorze nawet specjalnie nie faluje, ludzie spokojnie spacerują, Hamburg jakby stoi na swoim miejscu. Nawet żydów tam nie prześladują (przynajmniej nie widać tego w kamerze). 

Po południu, aby zdążyć przed orkanem-killerem, przebiegłem się po lesie. Buro i ponuro, niebo zachmurzone, las ciemny i nieprzyjemny, w dodatku ciśnienie znienacka spadło na pysk. Zaparłem się jednak, postanowiłem dychę zrobić choćby po omacku. I prawie tak było, ostatnie dwa kilometry w zupełnych ciemnościach; nie odważyłbym się biec, gdybym nie znał trasy na pamięć i nie wiedział, że żadnych istotnych niespodzianek na drodze nie będzie. I tak parę razy się potknąłem, bez istotnych skutków na szczęście. Kiedy jednak wybiegłem na asfalt na końcu ul. Drzymały, zrobiło mi się raźniej :)

A, na stadionie natknąłem się na Ojca Dyrektora, po raz pierwszy od 11 listopada i wielkiej gali orderowej. Grzecznie się Ojcu ukłoniłem, Ojciec równie grzecznie mi się odkłonił. Żadnych czułości z jego strony nie było, ale wymiana uprzejmych pozdrowień dobrze wróży naszym przyszłym relacjom. W końcu, nie ma powodu, żeby któryś z nas miał cokolwiek do drugiego, prawda?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".