wtorek, 10 grudnia 2013

(Q)rwa kulszowa

10 km

Jak nie urok,to sraczka. Przeszły (oby nie wróciły) problemy z achillesami, ale przypomniały o sobie tzw. korzonki. Na te ścierwa zawsze można liczyć; jak już wszystko jest super, a nawet lepiej, to te france są w pogotowiu i z pewnością się zameldują. No i, k...wa mać, się przypomniały. Ból na wysokości krzyża, kto wie, czy nie skojarzony z równie wierną (q)rwą kulszową, co krok przypominał, że mam kość krzyżową i w ogóle kręgosłup. Ponieważ jednak ja też z tych bardziej upartych - dotrwałem. Dyszka zrobiona wbrew wszystkim wbrewom. Niestety, z poczuciem sponiewierania przez wredne korzonki. Dlatego owe korzonki po powrocie zostały potraktowane stosowną chemią farmakologiczną, czymś w rodzaju "azotoksu na korzonki" - Movalisem. Co młodsi pewnie nie wiedzą, co to takiego azotox. Niech żałują, że się tak późno urodzili. Wariant awaryjny: wujek Google. On wie, pewnie powie.

Rok się kończy, pora na nowe plany. Chodzi mi po głowie wyprawa, która jest moim marzeniem od wielu lat: przejść latem z plecakiem całą południową granicę Polski, od Ustrzyk Górnych aż po Świeradów Zdrój. Przejść się jeszcze raz po tych wszystkich szlakach, które się schodziło za młodu. Zajrzeć w Bieszczadach na Chryszczatą, w Beskidzie Wyspowym na Łopień, piewrszą samodzielnie zdobytą górę. Wykąpać się w na dzikiej plaży w Tabaszowej nad Jeziorem Rożnowskim. Nie da się już przejść po taśmociągu nad Dunajcem w Marcinkowicach, by w dalszą drogę udać się parowozem do Limanowej, nie ma już taśmociągu, a parowozy w skansenie... Ale można przejść jeszcze raz na Halę Rysiankę, na Halę Krupową pod Babią, na Markowe Szczawiny. Są przecież Tatry, Pieniny, Gorce, Beskid Żywiecki i Śląski, są całe Sudety. Można siąść na ławce przed dawną szkołą w Zawoi-Smyrakach, by podelektować się panoramą na Babią Górę. Jeszcze raz przemoczyć buty idąc przez źródła Wisły na Baraniej Górze. Może jest jeszcze drewniane koryto przy źródełku na Oźnej, gdzie brało się wodę na herbatę do kolacji? Bo schronisko na Oźnej wciąż działa, nie byłem tam 30 lat... Nie da się już przejść drewnianym mostem z Niedzicy do Czorsztyna, bo mostu już nie ma, teraz stoi tam zapora, a dawne rozlewiska Dunajca zamieniono w jezioro. Nie żyje też już pewnie starsza pani, która na rozstaju szlaków pod Trzema Koronami w Pieninach lata całe handlowała kompotem, mlekiem i maślanką. Ale Trzy Korony przecież są na swoim miejscu. Chciałoby się odwiedzić wszystkie stare kąty... 
Lata lecą, pięćdziesiątka na karku, za parę lat na taką wyprawę będę się mógł wybrać z balkonikiem. Więc póki czas, trzeba by się zebrać i odbyć podróż życia. Dla mnie taką podróżą wcale nie jest wyprawa na Martynikę (ładna nazwa :), ale właśnie tu, niedaleko, paręnaście godzin drogi pociągiem od Goleniowa. Niby blisko, a jednak lata całe minęły, odkąd się człowiek wałęsał z plecakiem po górach, mając parę groszy w kieszeni. Tyle już razy obiecywałem sobie, że wreszcie tam wrócę... 
Dotąd wymawiałem się brakiem czasu. Tak sobie jednak myślę: jeśli nie teraz, kurka, to niby kiedy? Za 20 lat?

1 komentarz:

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".